Proces dziesięciu członków tzw. gangu obcinaczy palców ruszył w 2007 r. Grupa działała na terenie Warszawy i przez kilka lat miała dokonać około 20 porwań dla okupu. Mimo że dowody są tylko na kilka, gang miał zarobić na okupach przynajmniej 7 mln zł.
Przewodnicząca składu sędziowskiego sędzia Barbara Piwnik uznała jednak, że sprawa jest źle przygotowana, i odesłała akta do prokuratury.
Prokuratura wnioskowała o wyłączenie jej ze sprawy ze względu na brak bezstronności. Nie został on jednak uwzględniony, a sędzia Piwnik w grudniu 2007 r. uchyliła areszt siedmiu członkom gangu – Tomaszowi R. ps. Edi, Tomaszowi D., Krzysztofowi W., Oskarowi Z., Grzegorzowi K. ps. Ojciec, Robertowi B. ps. Kozioł oraz Sebastianowi L. – Już w sądzie prokurator zapowiedział złożenie zażalenia na tę decyzję – mówi Katarzyna Szeska, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
W styczniu 2008 r. sąd apelacyjny jednak ją odrzucił. Z informacji „Rz” wynika, że argumentował to m.in. faktem, iż oskarżeni mogą być skazani na niski wymiar kary. Decyzja o uwolnieniu gangsterów wywołała polityczną burzę. Oliwy do ognia dolał udział dwóch z nich, kilka dni po wyjściu na wolność, w bójce w jednym z mokotowskich pubów. – Pod rządami PO w kraju dzieją się rzeczy niebywałe. Na wolność wychodzą arcyzbrodniarze, którzy obcinali ludziom palce – mówił kilkanaście dni temu szef PiS Jarosław Kaczyński. Premier Donald Tusk odpowiedział w TVN 24, że nie wie, „kto komu obcinał palce”, a decyzje w sprawie aresztów wydają niezawisłe sądy. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski ma dziś składać w tej sprawie wyjaśnienia przed Sejmową Komisją Sprawiedliwości. Policjanci, z którymi rozmawialiśmy, obawiają się, że przebywający na wolności gangsterzy mogą zastraszać świadków. – Bardzo dobrze wiedzą, kto może ich pogrążyć. Nie sądzę, żeby spokojnie siedzieli w domu – mówi jeden ze śledczych.
Gangsterzy żądali od rodziny porwanego Hindusa 2 milionów euro. Jako ostrzeżenie przesłali jego trzy palce