Rz: W jaki sposób utrzymała się pani tak długo na antenie publicznej telewizji? „Sprawa dla reportera” istnieje już od 15 lat.
Elżbieta Jaworowicz: Nie znam recepty. Mogę tylko podziękować naszym wiernym widzom, że przez tyle lat są z nami. Chyba niczym innym nie potrafiłabym się już zajmować, ten program tak mnie pochłonął. To rzeczywiście jest fenomen. Przecież inne stacje próbują robić podobne programy na nasz wzór, ale nie przynosi to podobnego efektu. Nasz sukces wynika chyba z tego, że sprawy zwykłych ludzi traktujemy bardzo poważnie. Nie tylko przedstawiamy problem, ale staramy się pokazać, dlaczego do niego doszło, i jak go rozwiązać. Ludzie czują, że jesteśmy autentyczni.
A może sukces jest efektem populizmu tego programu? Jest pani populistką?
Wiem, że tak mówią osoby nam nieprzychylne, ale nie boję się powiedzieć, że tak. Jestem populistką. Jeśli populizmem jest pomaganie ludziom w sytuacjach beznadziejnych, to oczywiście, że jestem populistką. Zawsze bardziej mnie interesowała krzywda jednostki, problemy zwykłych ludzi niż cierpienia posłów czy polityków, którzy tworzą złe prawo. Wiem, że tym samym narażam się na zarzuty, że jestem nieobiektywna, bo staję zawsze po stronie słabszych. Trudno. Częścią misji telewizji publicznej jest właśnie pomaganie ludziom najsłabszym, którzy nie mają się już do kogo zwrócić.
Udało się pani przetrzymać tylu prezesów TVP, tyle opcji politycznych, które rządziły telewizją. Podobno zawsze potrafiła pani dobrze żyć z kierownictwem TVP.