„Gazeta Wyborcza” szeroko opisuje proces prof. Jana Widackiego, posła Koła Demokratycznego, oskarżonego o przekazywanie grypsów z więzienia od jednego z członków „Pruszkowa” i o nakłanianie jednego z więźniów do złożenia fałszywych zeznań, tak by zdyskredytować świadka koronnego obciążającego swymi zeznaniami szefa „Pruszkowa”. Tak się składa, że Widacki był obrońcą gangsterów i szefa "Pruszkowa" właśnie, ale do zarzutów się nie przyznaje. Twierdzi za to – a ochoczo cytuje to Wyborcza – że „był celem idealnym” dla „ ówcześnie rządzących szukających egzemplifikacji obłędnej idei układu”. Jak czytelnik zapewne się już domyśla prof. Widacki w stan oskarżenia został postawiony za czasów rządów PiS i Zbigniewa Ziobry jako ministra sprawiedliwości, a działania tego ostatniego profesor „traktował za szkodliwe dla Polski”. I to widocznie wystarczyło, by postawić go w stan oskarżenia. Adwokat zasiadł na jednej ławie z gangsterami, których wcześniej bronił. Kolejna postać okrutnie prześladowana politycznie przez reżim PiS. Jednak o tym czemu, mimo, że PO i minister Ćwiąkalski rządzi od roku, to prześladowanie wciąż trwa, „Wyborcza” nie pisze ani słowa.

W „Dzienniku” rewelacje znane od lat, podane jednak w tonie, jakby stały się właśnie odkryciem redaktorów gazety. Otóż okazuje się, że istnieją dokumenty udowadniające, że Wojciech Jaruzelski prosił Związek Radziecki o pomoc przy zdławieniu „Solidarności” i wprowadzeniu stanu wojennego. Notatki radzieckiego generała Wiktora Anoszkina z rozmowy Jaruzelskiego z dowódcą wojsk Układu Warszawskiego nie pozostawiają co do tego wątpliwości, ale zostały opublikowane już w 1997 roku. Jednak, jak przekonuje „Dziennik” nie wszystkie. Do ich całości po „ciężkich rozmowach” uzyskał dostęp Dariusz Jabłoński, reżyser filmu „Gry wojenne” o generale Kuklińskim. Prapremiera filmu odbyła się wczoraj, w styczniu będzie on w kinach, a niezmordowany w udowadnianiu jakim jest patriotą generał Jaruzelski znów zapewne będzie pisał kolejną książkę o dramatycznym wyborcze, przed jakim stanął…

Tymczasem kilka stron dalej „Dziennik” umieszcza sylwetkę polityka SLD Jerzego Szmajdzińskiego. „Działaczki lewicy mówiły kiedyś, że Szmajdziński przypomina Paula McCartneya, a inne, ze Johna F. Kennedyego, co potwierdzał sam zainteresowany” – czytamy i nie bardzo wiadomo właściwie czemu zainteresowany mówił, że było to „kiedyś” a nie „teraz”. Zwłaszcza, że „ na szkoleniu wizerunkowym wizażystka zaproponowała mu zmianę fryzury. Ten jednak stanowczo odmówił”. Podobieństwo mogłoby umknąć?

A „Polska” informuje, że „politycy PO odwiedzą do świąt wszystkie powiaty” i że „chcą natchnąć Polaków wiarą w cud Tuska”. Nie ma jak kolędowanie, zwłaszcza, że jednym ze skutecznych zabiegów marketingowych jest „podłączenie się” z produktem pod coś dobrze rozpoznawalnego i pozytywnie kojarzącego się. „Bóg się rodzi”, Tusk czyni cuda…