Kawałki betonu i wystające z nich pręty – tyle zostało z monumentu, który rok temu odkryto na Chryszczatej w Bieszczadach.
[link=http://www.rp.pl/artykul/206382.html" "target=_blank]"Rz" pisała wówczas[/link] o tej budowlanej samowolce. Policji nie udało się ustalić jej autorów. Pomnik najprawdopodobniej postawiła wycieczka Ukraińców z Kanady. Na umieszczonej na nim tablicy wyryto dwujęzyczny napis: "Cześć pamięci żołnierzom UPA poległym 23.01.1947 w walce z żołnierzami WP w obronie podziemnego szpitala. Cześć ich pamięci. Towarzysze broni".
Teraz ocalało jedynie siedem metalowych krzyży stojących wokół pomnika. Zniszczenie monumentu odkrył jeden z turystów. Prawdopodobnie wandale zniszczyli go tydzień temu, tuż po ukraińskich świętach Wielkanocy. W sobotę na forum rzeszowskich "Super Nowości" ktoś zamieścił wpis: "Z wielką ulgą zawiadamiam, że banderowski obelisk leży już w gruzach". Sprawę dewastacji sprawdza policja i wojewoda podkarpacki.
– To niespotykane, że ktoś dopuścił się takiego wandalizmu – oburza się Piotr Tyma, szef Związku Ukraińców w Polsce. Przyznaje, że pomnik postawiono nielegalnie. Zaznacza jednak, że trwały rozmowy o jego legalizacji. – Postawiony został w miejscu historycznym, gdzie kiedyś mieścił się szpital UPA – dodaje Tyma. Od 15 lat Polskę i Ukrainę obowiązuje umowa, w myśl której postawienie pomnika, krzyża czy tablicy musi poprzedzić procedura uzgodnień.
W przypadku tej samowoli uzgodnień nie było. Dlatego wicewojewoda podkarpacki Małgorzata Chomycz jeszcze w listopadzie zeszłego roku wystąpiła do gminy Komańcza, by rozebrała nielegalną budowlę. Ale wójt Stanisław Bielawka uważał, że powinien się tym zająć nadzór budowlany. O sprawie dyskutowali także radni powiatu sanockiego. Większość uznała, że pomnik należy rozebrać, a zostawić tylko krzyże, które zostały poświęcone. Przeciwko rozbiórce protestowała mniejszość ukraińska.