22 września. Na Targówek nacierają masy niemieckiej piechoty, silnym ogniem wspiera je 12. Pułk Artylerii Meklemburskiej. Niemcy zajmują ówczesny folwark Zacisze i niewielką fabrykę atramentu leżącą na przedpolu polskich pozycji. Polscy strzelcy, najprawdopodobniej pod dowództwem por. Jana Borkowskiego, ruszają, by odbić zakład.
Borkowski osobiście koryguje celownik karabinu maszynowego, gdy z folwarku wychodzi trzech niemieckich oficerów. Obserwują pole walki i studiują mapy, myślą, że karabin jest unieszkodliwiony. Jeden z nich ma czerwone lampasy i charakterystyczną siodłatą czapkę. Borkowski naciska spust i oficerowie padają na ziemię.
Polski porucznik jeszcze nie wie, że trafiony przez niego niemiecki oficer w czapce to generał-pułkownik Werner von Fritsch, były naczelny dowódca niemieckich wojsk lądowych i jeden z najsłynniejszych oficerów Wehrmachtu. Kula z polskiego automatu – jak wiadomo ze źródeł niemieckich – rozrywa mu arterię w nodze.
Jego adiutant porucznik Rosenhagen zdejmuje szelki generała i próbuje podwiązać ranę. Von Fritsch czuje jednak, że jest ona śmiertelna. Do końca zachowuje spokój. Wyjmuje z oka monokl i zwraca się do młodszego oficera: „Proszę to zostawić”. Minutę później umiera. Żołnierze transportują jego ciało na tyły. Wykorzystując zamieszanie w szeregach wroga, Polacy odbijają fabryczkę.
Von Fritsch był nie tylko pierwszym generałem Wehrmachtu, który poległ podczas II wojny światowej, ale również jednym z najwyższych rangą niemieckich oficerów zabitych podczas tego konfliktu. Jego śmierć wywołała w Niemczech szok. W Berlinie urządzono mu uroczysty państwowy pogrzeb, a w okupowanej Polsce wszczęto śledztwo mające ustalić okoliczności jego śmierci.