[b][link=http://blog.rp.pl/janke/2009/09/08/o-wspolpracy-postkomunistow-z-antykomunistami/]skomentuj na blogu[/link][/b]
W „Dzienniku” pyta o taką możliwość Piotr Gursztyn. „Czy to tylko bajania bezrobotnego i znudzonego eksprezydenta, czy może przenikliwa wizja kogoś, kto na politykę patrzy z boku, bez partyjnego zacietrzewienia?” I odpowiada: „Żadna z obu partii nie jest gotowa na bardziej formalny związek. Są gotowe na jednorazowe deale. Do dziś w PiS obowiązuje uchwała władz partii zakazująca koalicji samorządowych z radnymi SLD. Być może samorządowcy PiS czasem ją obchodzili, ale koalicji w otwarty sposób – takiej, jaką PO zawarła z SLD w Warszawie – nigdzie nie ma.
W tej sytuacji trzeba przypomnieć ulubioną frazę wielu polityków używaną, gdy nie chcą wprost odpowiedzieć na pytanie. Mówią wtedy, że słowa powinny pozostać cieniem czynów. Tak pewnie będzie wyglądała kooperacja postkomunistów z antykomunistami. Raczej cicho niż głośno, tylko dla zysku i bez żadnych dalszych zobowiązań. A gdy komuś bardziej opłaci się układ z PO, PSL albo Piskorskim, to wtedy skończy się kolejne podejście do „historycznego kompromis”.
Podobnie perspektywy współpracy PiS z SLD ocenia Dominika Wielowieyska w „Gazecie Wyborczej”. „Teraz PiS i SLD mogą zwierać kolejne taktyczne porozumienia, najlepiej po cichu, by się nie afiszować. Platformie coraz trudniej będzie się dogadywać z lewicą, by obalić kolejne weta prezydenta Kaczyńskiego. A to oznacza, że szanse rządu Tuska na przeprowadzenie istotnych projektów przez Sejm maleją do zera”.
Zgadzam się z analizą i Wielowieyskiej i Gursztyna. Współpraca będzie, ale po cichu i w konkretnych, pojedynczych sprawach. Strategicznego porozumienia długo jeszcze nie będzie. Ale coś się zmieniało. PiS przełamał swoje wewnętrzne blokady i już może nawet z SLD. To duża zmiana w polityce. Bardzo kontrowersyjna. Można już wszystko.