Na przełomie 2007 i 2008 r. toczyły się w tej sprawie intensywne negocjacje. Do transakcji jednak nie doszło, a miejsce polskiej spółki zajęła białoruska firma zbrojeniowa Belvneshpromservice.
Z dokumentów, do których dotarła "Rz", wynika, że w lutym 2008 r. Ministerstwo Obrony Gwinei, kierowane przez Bailo Diallo, wystawiło białoruskiej firmie tzw. świadectwo końcowego użytkownika (dokument wymagany przy legalnym handlu bronią, zaświadczający, że nie trafi ona do innego kraju) dla 40 czołgów T72M1 oraz tysiąca kałasznikowów wraz z amunicją. – Transakcja nie doszła jednak do skutku, bo Gwinea nie miała pieniędzy, a teraz na ten kraj jest nałożone embargo na sprzedaż uzbrojenia – dodaje C.
Udziałem w białoruskogwinejskiej transakcji byłego oficera polskiego wywiadu nie jest zaskoczony gen. Gromosław Czempiński, były szef Urzędu Ochrony Państwa. – Mogę się domyślać, że gdy rząd tnie nam emerytury, trzeba gdzieś dorobić – mówi "Rz".
Dlaczego płkC. zaangażował się w sprzedaż białoruskiego uzbrojenia? – A co można zrobić, gdy polskie władze nie zgadzają się na sprzedaż do Gwinei polskiej broni – mówi. – Należy znaleźć kogoś, kto będzie w stanie wypełnić kontrakt – zaznacza C.
Dodaje, że gdy Bumar nie otrzymał zgody na sprzedaż broni do Gwinei, strona afrykańska zaczęła szukać firmy, która zrealizowałaby dostawę. Płk C. nie ma wątpliwości, że winę za niepowodzenie realizowanej przez Bumar transakcji gwinejskiej ponoszą polscy urzędnicy.
– Gdyby pracownicy Zakładów Mechanicznych Bumar Łabędy wiedzieli o stanowisku polskich władz, to z oponami przyszliby nie pod siedzibę premiera, ale Ministerstwa Gospodarki albo MSZ – mówi.