Wicepremier ds. europejskiej i euroatlantyckiej integracji Ukrainy Wadym Prystajko mówił ostatnio w wywiadzie dla Deutsche Welle o potrzebie „zmiany warunków umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską”. Dodał, że czekają na to „ukraińscy producenci”, którym już nie odpowiada większość kwot, poprzez które Bruksela reguluje ukraiński eksport do UE.
Wygląda na to, że w Kijowie coraz bardziej zaczynają skupiać się na ekonomicznej części integracji z UE. Z powodu dążeń integracyjnych Ukraina doświadczyła w 2014 r. (i wciąż doświadcza) rosyjskiej agresji i straciła część terytorium kraju o wymiarach porównywalnych do Belgii.
Wicepremier mówił też, że na prośbę rządów m.in. Niemiec, Austrii, Wielkiej Brytanii czy Finlandii nawet w czasach zarazy Kijów wysyła pracowników. Np. do tej ostatniej w najbliższych miesiącach wybiera się nawet 15 tys. pracowników sezonowych.
Kto pierwszy do granicy
Chodzi przede wszystkim o kwoty na ukraińską produkcję rolną i żywność. Większość tych kwot Ukraina wykorzystuje już na początku roku, np. producenci miodu wyczerpali już swoje roczne 6 tys. ton jeszcze w styczniu. Jeżeli chcą, mogą importować więcej, ale muszą zapłacić cło, a to często wyklucza ukraińskich producentów z europejskiego rynku.