Awantura rozpętała się po publikacji wywiadu-rzeki z byłym senatorem i jego żoną. Z opowieści Stokłosów wynika, że mieli oni wtyczkę w PiS. Jacek Ciechanowski, ówczesny wiceprzewodniczący tej partii w Pile rzekomo ostrzegał ich przed planowanymi działaniami policji i polityków. Odwiedził nawet Stokłosę we Frankfurcie nad Odrą i tam - jak twierdzą małżonkowie - namawiał byłego senatora, by zaczął się ukrywać.
Książka sprawiła, że Ciechanowski znalazł się na cenzurowanym. Prawdopodobnie zostanie z PiS wyrzucony. Wywiadem zainteresował się też prokurator, który wszczął postępowanie sprawdzające. Na kolejny krok się jednak nie zdecydował. - Śledztwa w tej sprawie nie będzie - przyznaje Renata Mazur z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Dlaczego? - Polityk PiS spotykał się z Henrykiem S. zanim jeszcze sąd wydał list gończy. Prokurator nie dopatrzył się też związku pomiędzy tymi spotkaniami, a decyzją S. o wyjeździe w głąb Niemiec - wyjaśnia Mazur.
Ciechanowski nie kryje satysfakcji. Decyzji prokuratur komentować jednak nie chce. - Nie znam uzasadnienia - tłumaczy. Konsekwentnie nie chce też mówić o rewelacjach z książki Stokłosów. - Wkrótce zwołam konferencję prasową - powtarza od kilkunastu tygodni.
Henryk Stokłosa przez wiele lat był niezależnym senatorem z okręgu pilskiego. W 2006 roku prokuratura zamierzała postawić mu zarzuty związane z korumpowaniem urzędników Ministerstwa Finansów. Stokłosa jednak zniknął. Przez rok ukrywał się w Niemczech. Wpadł podczas rutynowej kontroli na autostradzie niedaleko Hamburga. Sprawa przeciwko niemu toczy się przed Sądem Okręgowym w Poznaniu.
Były senator jest oskarżony nie tylko o korupcję, ale też o przestępstwa przeciw ochronie środowiska i prześladowanie pracowników własnej firmy. Grozi mu kara do 10 lat więzienia. Do winy się nie przyznaje.