– Jeśli teren jest górzysty, to lepsze są większe psy, ale na terenach łatwiejszych, nizinnych ludzie startują nawet z jamnikami. Najważniejsze jest, żeby pies chciał się ruszać i nie miał nadwagi – tłumaczy Bonk i dodaje: – Warto zainwestować w szelki dla psa, linę z amortyzatorem i pas biodrowy, bo bardzo trudno jest iść tyle kilometrów, trzymając psa na smyczy.
– Dla mnie to połączenie miłości do psów z zamiłowaniem do aktywnego spędzania wolnego czasu – tłumaczy Jolanta Kałat, która od kilku lat uprawia dogtrekking ze swoimi sześcioma psami. Zaznacza, że zawsze lubiła te czworonogi, a sport miała we krwi, bo jej rodzice byli nauczycielami wychowania fizycznego. – Miałam psy, więc chodziłam z nimi na spacery. Aż pewnego dnia przeczytałam w lokalnej gazecie o dogtrekkingu i tak się wszystko zaczęło – wspomina. – Wiosną jest dogtrekking, a zimą wyścigi psich zaprzęgów.
Dogtrekkingowe Mistrzostwa Polski i masowe imprezy odbywają się w Polsce od około trzech lat. – Dyscyplina przyszła do nas z Czech już sześć lat temu, ale rozmachu nabrała dopiero trzy lata później – mówi Bonk. – Wcześniej organizowali się przede wszystkim sami miłośnicy psich zaprzęgów. Kiedyś była jedna impreza w roku, na której było maksymalnie 40 osób. Teraz robimy pięć – sześć imprez rocznie, na których jest powyżej 100 osób.
W każdych zawodach można startować indywidualnie, ale jest też kategoria rodzinna, w której może brać udział cała rodzina z jednym psem. – Jest jednak warunek: wszyscy razem muszą wystartować i razem zakończyć marsz – dodaje Bonk, który stara się organizować zawody w miejscach atrakcyjnych turystycznie.
Ostatnie Mistrzostwa Polski odbyły się w maju w Złotym Stoku w Sudetach, przy granicy z Czechami.
Punkt w kopalni złota
Wcześniej był to ośrodek górniczo-hutniczy, ostatnią kopalnię zamknięto tam w 1961 r.