W Mińsku, Grodnie i w innych miastach Białorusi doszło do protestów po tym jak ogłoszono wyniki badań exit poll po przeprowadzonych 9 sierpnia wyborach prezydenckich. Według przeprowadzonego na zlecenie telewizji Mir sondażu exit poll ogłoszonego tuż po zamknięciu lokali wyborczych, Łukaszenko zdobył 79,7 proc. głosów, Cichanouska - 6,8 proc. Z kolei w opublikowanym później badaniu Ośrodka Badań Społeczno-Humanistycznych Białoruskiego Państwowego Uniwersytetu Ekonomicznego, przeprowadzonym na zlecenie telewizji STV, urzędujący prezydent otrzymał 71,4 proc. głosów, główna kandydatka opozycyjna - 10,1 proc.
Po ogłoszeniu wyniku tych badań na Białorusi doszło do starć zwolenników opozycji z siłami milicyjnymi i funkcjonariuszami służb bezpieczeństwa. Przeciwko demonstrantom użyto granatów hukowych, armatek wodnych, gazu pieprzowego, a także gumowych kul.
Jabłoński w rozmowie z TVN24 przyznał, że w sprawie wydarzeń na Białorusi "panuje ogromny chaos informacyjny". - Na samej Białorusi tych informacji konkretnych nie sposób uzyskać - stwierdził dopytywany czy polski MSZ wie ile osób ucierpiało w trakcie starć milicji z protestującymi.
Wiceszef MSZ stwierdził, że z informacji jakimi dysponuje polski resort dyplomacji wynika, że reakcja władz Białorusi na protesty była szczególnie ostra w Mińsku. - W mniejszych miastach najprawdopodobniej ta reakcja nie była aż tak zdecydowana, co może wskazywać, że część sił milicyjnych zostało skierowanych do stolicy - dodał.
Jabłoński mówił też o sygnałach o tym, iż w niektórych miastach siły milicyjne powstrzymywały się od przemocy wobec demonstrantów.