Tekst z miesięcznika "Uważam Rze Historia"
Kiedy nie było Internetu, gdy telewizja była zmonopolizowana przez komunistyczne władze, wielu z nas fascynowało się innym rodzajem przekazu: znaczkiem pocztowym. Według dzisiejszych norm zawiera zaledwie kilka bitów informacji. Ale za to jak pobudza do myślenia!
Nie zalecam, by ślęczeć nad nim godzinami i innego świata nie widzieć, ale warto czasem pochylić się, odkryć jego kod, poznać sens. Zawiera się na obrazie na znaczku, w treści napisu, a także w poziomie technicznym druku. Szczególnie fascynujące jest odkrywanie kodów na znaczkach polskich, choć nie zawsze emitowanych przez Rzeczpospolitą. W moim klaserze były więc i te, które pozostawili na listach zaborcy i okupanci w XIX i XX w., na przykład nasz pierwszy, wydany w 1860 r. przez autonomiczne władze Królestwa Polskiego. Wtedy margrabia Wielopolski marzył o rozwoju narodu w ramach Imperium Rosyjskiego, Kronenberg o budowie pomyślności przemysłu Łodzi, Zagłębia i Żyrardowa w ekspansji na rynki wschodnie, zaś w czasie „nocnych Polaków rozmów" budziła się myśl o powstaniu...
Dwa orły
W połowie XIX wieku wiele urzędów pracowało po polsku, w ojczystym języku uczyły się dzieci w szkołach publicznych i prywatnych. Bank Polski, założony w 1826 r. przez ministra ks. Druckiego-Lubeckiego, do 1841 r. emitował złotówki, a później „nasze" ruble i kopiejki mające wartość obiegową na terytorium Królestwa Polskiego.
Do 1850 r. na Bugu funkcjonowała granica celna, oddzielająca obszar ekonomiczny Królestwa od Cesarstwa. Obrazem tego jest napis na pierwszym polskim znaczku pocztowym z 1860 r.: „za łót kop. 10" (był na nim także napis po rosyjsku).