Podobno do Sokratesa zwrócił się jeden z młodych uczniów z pytaniem, czy ma się ożenić, i usłyszał odpowiedź: „Cokolwiek byś zrobił, będziesz żałował". Trochę w takiej sytuacji jest Jarosław Kaczyński, podejmując kampanię wyborczą do Parlamentu Europejskiego. Od pewnego czasu pan Kaczyński wprost twierdzi, że całe te wybory mają znaczenie, o ile służą zwycięstwu w wyborach parlamentarnych w 2015 roku i zdobyciu władzy.
Jak zauważa Jarosław Makowski, „rok 2015 będzie czasem, w którym Polki i Polacy zadecydują o losie PiS. Jeśli wygra partia Kaczyńskiego, PiS zamiast rządzić, przerodzi się w »partię zemsty«. Jeśli przegra, Kaczyński namaści Antoniego Macierewicza na nowego prezesa, by ten stał się kustoszem pamięci smoleńskiej. Smoleńsk więc, czy nam się to podoba czy nie, będzie jeszcze przez długie lata trwałym elementem naszego sporu politycznego" („Poligon prezesa", „Rzeczpospolita", 24.04.2014 r.).
Zwycięstwo PiS będzie oznaczać próbę obalenia demokracji przez Kaczyńskiego
Problem wydaje się jednak bardziej skomplikowany w tym sensie, że używając całego smoleńskiego żargonu o zamachu, morderstwie popełnionym przez Tuska wspólnie z Putinem, celebrowanie z poważną miną niebotycznych bredni i widocznych gołym okiem kłamstw Macierewicza nie ma szans na centrowy elektorat, bez którego nie można wygrać wyborów. Natomiast tzw. twardy elektorat PiS jest za mały dla zdobycia władzy.
Nawet zakładając minimalną frekwencję (na co najwidoczniej grają i do czego dążą zarówno Kaczyński, jak i Palikot) i ewentualne minimalne zwycięstwo PiS w wyborach do Parlamentu Europejskiego, partia ta nie ma szans na zdobycie w wyborach krajowych większości zdolnej do utworzenia rządu.