Dziesiąta rocznica naszego członkostwa w Unii Europejskiej, to główny temat większości dzienników. Ton podsumowań jest umiarkowanie optymistyczny, chyba bardziej przygaszony, niż na to pokazują słupki ilustrujące większość tekstów.
Zdaniem publicystów „Rz" Anny Cieślak-Wróblewskiej i Bartosza Marczuka bilans 10 lat „wypada nieźle" - piszą zgodnie w swoich ocenach. Zdaniem publicystki działu ekonomicznego poprawiło się w zasadzie wszystko, niepokojący jest tak naprawdę tylko rosnący poziom zadłużenia w bankach, który w czasie naszego unijnego dziesięciolecia wzrósł pięciokrotnie. „Bruksela wszystkich naszych problemów nie rozwiąże" - pisze acw. Ale przecież nikt nigdy nie liczył na to, że tak będzie. Żaden kraj UE także tego nie oczekiwał. Bo członkostwo we Wspólnocie daje szansę, którą trzeba umieć wykorzystać. Sądząc po słupkach, Polsce się to udało.
Rocznicowym dziegciem jest także raport Instytutu CEED o europejskich migracjach ostatniego dziesięciolecia. Większość publicystów, bez cytowania źródła, uważa podane tam dane za alarmujące, zwłaszcza te dotyczące liczby Polaków, którzy po wstąpieniu naszego kraju do UE przeprowadzili się na stałe zagranicę.Rzeczywiście prawie 1,8 mln wygląda niepokojąco. Na szczęście ta liczba się nie zwiększa i średnio po 100 tysięcy rocznie wraca i wyjeżdża. Płyną natomiast pieniądze od emigrantów. Narodowy Bank Polski tę kwotę szacuje na ponad 50 mld euro, które dodatkowo zasiliły nasz rynek i w większości były to pieniądze na konsumpcję. Warto teraz poczekać na reakcję polskiego rządu na ten raport. Bo jest oczywiste,że są sposoby, aby zachęcić ludzi, którzy wyjechali, aby wrócili do Polski. Same rosnące słupki jednak nie wystarczą.
W tym samym tonie dzisiejsza czołówka „Gazety Wyborczej" „Polak chce etatu". Maria Piątkowska pisze o pracownikach,którzy są słabo opłacani,nielojalni wobec pracodawców i nie planują dzieci, a co drugi zatrudniony na umowę cywilno- prawną myśli o zmianie pracy. Tacy ludzie właśnie, jeśli mają szansę znaleźć etatową pracę zagranicą,nie zastanawiają się nad wyjazdem. Mimo,że taka decyzja zawsze jest dramatyczna.
W „Pulsie Biznesu" Jacek Zalewski wspomina nasze wstąpienie do UE i „poślizg" we wciągnięciu polskiej flagi na maszt, bo politycy tak się rozgadali. „ Wtedy zastanawiałem się, czy ów symboliczny poślizg nie przerodzi się w jakieś fatum"- pisze. I ponagla decydentów do przyjęcia euro przez Polskę. W „Rz" wywiad na ten temat z Bogdanem Borusewiczem „Do euro jak najszybciej". I podaje mocny argument,polityczny „Przyjęcie euro da nam bezpieczeństwo.Polska musi wejść do strefy euro, bo wtedy całej Unii Europejskiej będzie zależało,żeby nas bronić". Racja, wystarczy spojrzeć na Grecję.