Reklama

Przerzedzone zastępy Platformy Obywatelskiej

Niespodziewanie Grzegorz Schetyna został beneficjentem dobrej zmiany

Aktualizacja: 27.01.2016 05:57 Publikacja: 26.01.2016 18:02

Za czasów świetności Platforma liczyła 50 tys. członków. Obecnie zostało 17 tys. Od wczoraj ich lide

Za czasów świetności Platforma liczyła 50 tys. członków. Obecnie zostało 17 tys. Od wczoraj ich liderem jest Grzegorz Schetyna

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

We wtorek Platforma chciała udawać, że ma święto. Wynajęła hotelową salę, ubrała ją w błękity i zasiadła na widowni. Partyjny wodzirej fetował wyniki wewnętrznych wyborów, w których 91 proc. członków PO poparło Grzegorza Schetynę.

Sentymentalna rocznica

Ale radości na sali nie było wiele. Dominowały nastroje minorowe, bo powrót partii do dawnej potęgi stoi pod znakiem zapytania. Tym, którzy niemal dokładnie 15 lat temu – 24 stycznia 2001 r., brali udział w pierwszym spontanicznym zjeździe PO w gdańskiej Hali Olivii, musiała się zakręcić w oku łza. Bo dzisiejsza Platforma jest przeciwieństwem tamtej – pozbawiona energii, bez pomysłu i wyrazistego przywództwa.

Wtedy w Olivii na scenie stali Donald Tusk, Maciej Płażyński i Andrzej Olechowski, symbole różnych politycznych żywiołów, które zlały się w jedno. Dziś twarzami PO są zmartwychwstały Schetyna, przegrana Ewa Kopacz i zdruzgotany Bronisław Komorowski.

W wystąpieniu Schetyny poważnego pomysłu na przyszłość nie było. Ba, sięgał jeszcze głębiej w przeszłość: – W latach 80. wołaliśmy na manifestacjach: „Chodźcie z nami!". Dziś powtarzam i mówię do Polaków: „Chodźcie z nami!" – mówił.

Zapowiedział same ogólniki – kongres programowy, gabinet cieni, kluby obywatelskie w każdym powiecie. – PiS dokonał oszustwa wyborczego. Polacy głosowali na lepszą wersję Platformy, a dostali gorszą wersję PiS – mówił. Nie dodał, że dzięki temu on sam został liderem Platformy, a więc jest jednym z pierwszych beneficjantów „dobrej zmiany".

Reklama
Reklama

Od wybuchu afery hazardowej w 2009 r. Schetyna był regularnie marginalizowany.

Tusk pewnie dobiłby Schetynę, gdyby sam nie zdecydował się w 2014 r. wyjechać z Polski. Na odchodnym przestrzegał swą następczynię Ewę Kopacz, by nie reanimowała Schetyny, bo gdy tylko odzyska oddech, wystąpi przeciwko niej.

Okazało się, że Tusk zna Schetynę bardzo dobrze. Po przegranych wyborach parlamentarnych Schetyna pozbawił Kopacz szans na szefostwo Klubu PO i zmusił do rezygnacji ze startu w wyborach na szefową PO. Gdy stronnicy Kopacz wystawili jako swego kandydata byłego wicepremiera Tomasza Siemoniaka, Schetyna najpierw ostro go zaatakował, a potem skłonił do wycofania się.

Skuteczne rozgrywki partyjne w PO po wyborach, które wyniosły Schetynę na fotel lidera partii, to efekt pragmatycznych koalicji, które zawarł, by wyeliminować Kopacz. Skupił poparcie tych, którzy czuli się przez nią skrzywdzeni. Nie tylko poparł na szefa Klubu PO Sławomira Neumanna, co pozwoliło temu politykowi z drugiego szeregu pokonać Kopacz. Nie tylko zyskał poparcie byłego ministra finansów Jacka Rostowskiego oraz byłego szefa MSZ Radka Sikorskiego, z którym wcześniej efektownie darł koty. Nie tylko przeciągnął na swoją stronę byłego ministra sprawiedliwości w rządzie Kopacz Borysa Budkę, który wycofał się z wyborów, popierając Schetynę. Przede wszystkim zakopał topór wojenny z kluczowymi ludźmi „spółdzielni", którą wcześniej Tusk używał przeciw niemu.

Obejmując we wtorek szefostwo Platformy, Schetyna ma co do jednego święty spokój – partia jest mu całkowicie podporządkowana. Nie ma wewnątrz żadnej, dobrze zorganizowanej struktury, która mogłaby mu się przeciwstawić.

Exodusu nie będzie

Ale to nie znaczy, że wszyscy z jego wiktorii są zadowoleni. W partii jest wielu takich, którym nowy lider się nie podoba. Tyle że nie stanowią żadnej realnej siły. Żywe są plotki, że część posłów Platformy popierających Kopacz – choćby Joanna Mucha czy Rafał Trzaskowski – zerka w stronę Nowoczesnej. Ale na exodus się nie zanosi. Tym bardziej że stawką paktu Schetyna-Siemoniak ma być m.in. miejsce dla Kopacz w nowych władzach Platformy.

Reklama
Reklama

Partia ma z panią premier problem – z jednej strony przegrała wybory i zawiodła jako lider, ale z drugiej nie była to totalna klęska, czego obawiali się pesymiści. Sama Kopacz ani myśli usunąć się w cień. Wciąż ma potężne ambicje. We wtorek to ona bardziej przemawiała jak lider Platformy niż Schetyna.

Nie mniejszy problem Schetyna będzie miał z Bronisławem Komorowskim. Były prezydent wymyślił sobie, że stanie się patronem bloku opozycyjnego wobec PiS, stworzonego przez Platformę i Nowoczesną.

O ile jednak Kopacz i Komorowskiego można uznać za emerytów z przerostem ambicji, o tyle Schetyna nie może sobie pozwolić na podobne lekceważenie Donalda Tuska i Ryszarda Petru.

W prywatnych rozmowach stronnicy Schetyny przekonują, że Tusk nie pali się do powrotu do Polski w przyszłym roku, że będzie chciał pozostać w Brukseli do 2019 r., a potem i tak będzie się rozglądać za inną zagraniczną posadą. Rzeczywiście, wygrana Schetyny może wskazywać na to, że Tusk postawił na Platformie krzyżyk – wszak nie zrobił nic, by partia nie wpadła w ręce jego wroga. Jeśli nawet Tusk nie wróci z Brukseli w 2017 r. – na co rzeczywiście wiele wskazuje – to za wcześnie przesądzać, że nie wróci w ogóle.

Z kół zeszło powietrze

– W otoczeniu Tuska pojawia się pomysł kandydowania na prezydenta w 2020 r. Ale czy to realne? Przecież Donald będzie wtedy starszym panem po sześćdziesiątce. Młodsi wyborcy nie będą go w ogóle znać – przekonuje bliski współpracownik Schetyny. – Może być mu ciężko wywołać antypisowski front, który da mu zwycięstwo w starciu z Andrzejem Dudą.

Takie słowa to głównie dowód na to, że Schetyna obawia się powrotu Tuska.

Reklama
Reklama

Największym kłopotem Schetyny jest jednak partia Ryszarda Petru. – Nowoczesna to największe zagrożenie dla Platformy – przyznaje jeden z najbliższych współpracowników Schetyny. Świeżość i wiarygodność dla liberalnego elektoratu jest po stronie Petru. To on może powiedzieć, że nie rządził, nie chodził się nagrywać do Sowy, nie zabrał pieniędzy z OFE i nie próbował dokonać skoku na Trybunał Konstytucyjny. Spontanicznemu ruchowi KOD także bliżej jest do Nowoczesnej niż do Platformy.

Schetyna ani myśli się z Nowoczesną dogadywać. Wie, że prędzej czy później opozycja wobec PiS może mieć tylko jedną twarz. I chce być tą twarzą. – Grzegorz będzie dążył do konfrontacji z Petru – twierdzi jego współpracownik. Ma do tego więcej instrumentów – PO ma ponad cztery razy więcej posłów, największy opozycyjny klub w Senacie, ponad dwa razy większy roczny budżet i wciąż rządzi w 15 regionach.

Ale Platforma to kolos na glinianych nogach. Partyjne szeregi topnieją. W szczytowych czasach – w okolicach poprzednich wyborów w 2011 r. – członków było około 50 tys. A dziś ledwie 17 tys.

Gdy Platforma rządziła, standardem było „pompowanie kół", czyli wpisywanie na partyjne listy fikcyjnych członków, by zwiększyć siłę polityczną regionalnych liderów. Dziś z kół zeszło powietrze. Pompować nikt nie chce, bo nikt nie wierzy, że będą z tego frukta.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Warszawa
Kolejne dziesiątki milionów w remont Sali Kongresowej. Termin otwarcia się oddala
Kraj
Czeski RegioJet wycofuje się z przyznanych połączeń. Warszawa najbardziej dotknięta decyzją
Kraj
Warszawiacy zapłacą więcej za wywóz śmieci. „To zwykły powrót do starych stawek”
Kraj
Zielone światło dla polskiej elektrowni jądrowej i trzęsienie ziemi w PGE
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama