Czy w efekcie kryzysu imigracyjnego grozi nam Unia dwóch prędkości?
Ryzyko podziałów wewnątrz UE istnieje, ale głównym kryterium będzie gospodarka — choćby strefa euro. Sama imigracja nie stanie się źródłem podziału. Bo kto miałby stworzyć twarde jądro? Niemcy z krajami Beneluksu sami przyjmą całą falę imigrantów? Pomysł budowania twardego jądra UE na migracji oznaczałby np., że nie będzie w nim Francji. To jest „political fiction”. Obawiam się innego rozwiązania — że imigracja zostanie wykorzystana jako pretekst, by kraje starej UE integrowały się na różnych innych polach bez nas. Byłoby to powolne wypychanie państw naszego regionu z integracji europejskiej. Jest to dla nas scenariusz najbardziej negatywny z negatywnych. Dlatego też trzeba mieć lepsze pomysły na politykę migracyjną niż tylko jej negowanie. Moje pytanie jest takie, jak KE chce rozwiązać kryzys imigracyjny? Relokacja nie zadziałała, więc jaki będzie? Gdyby KE rok temu zaczęła poważną dyskusję i nie zaproponowała państwom takim ja Polska rozwiązań, które są nie do przyjęcia, to bylibyśmy w innym miejscu. No i nie dalibyśmy się szantażować z Turcji.
Unia podpisała z Ankarą porozumieniem na podstawie którego nielegalni imigranci, którzy trafią do Grecji, będą cofani do Turcji. To dobry pomysł?
Oceniam to rozwiązanie jako jedyne racjonalne w krótkim okresie. Po prostu nie było innego wyjścia. Unia musi odzyskać zdolność do zarządzania procesem migracyjnym, której nie miała przez ostatnie miesiące. Turcja to państwo silnie zmilitaryzowane. Dlatego jest w stanie zatrzymać falę imigrantów przed granicą z Grecją, a zatem przed Unią. Dzień przed wejściem porozumienia z Turcją, granicę grecką przekroczyło 3 tys. dzień po już tylko 40. Unia potrzebowała doraźnego zatamowania fali uchodźców. Ci ludzie nie mogą sobie wędrować przez granice. Coraz większym problemem była skala przestępczości towarzyszącej takim migracjom — handel ludźmi, porwania dzieci, kradzieże. Musimy uzyskać nad tym kontrolę. Kompromis z Turcją — zamknięcie tzw. bałkańskiego szlaku przerzucania ludzi do UE — pozwala na chwilę odzyskać oddech. W tym czasie trzeba wymyślić długofalowy plan. Musi on być jednak planem całej UE, a nie poszczególnych państw członkowskich, choćby najsilniejszych. Z jednej strony Grecy odetchną i będą mieli czas na budowę hot-spotów dla imigrantów. Z drugiej — Unia powinna jak najszybciej sfinansować poprawę warunków życia uchodźców w obozach w Jordanii i Libanie. Po prostu większość z nich trzeba zatrzymać na miejscu, co bez dania im perspektywy na przyszłość się nie uda. Chodzi o to, aby ich chęć do podejmowania droższej i bardziej niebezpiecznej po zamknięciu szlaku bałkańskiego podróży, spadła. Im się w tej chwili niczego nie oferuje. Jeśli dostaną sygnał: nie jest łatwo wjechać do UE, bo wyląduje się w Turcji, a jednocześnie można dostać lepsze warunki życia w Libanie i Jordanii, dostęp szkoleń, służby zdrowia, rynku pracy i szkół, to wielu z nich zdecyduje się pozostać poza Unią. Są dwa zastrzeżenia. Po pierwsze należy zdawać sobie sprawę, że cześć pieniędzy na pomoc dla imigrantów zostanie rozkradziona — to oczywiste. Po wtóre, i tak jakieś przesiedlenia muszą być zastosowane w dłuższym okresie, ale chodzi o zmniejszenie natychmiastowej presji na granice Unii. Dlatego tak ważne jest, aby Polska nauczyła się to robić dobrze.
A na ile Turcja to partner przewidywalny? Prezydent Erdogan usunął prounijnego szefa rządu i regularnie szantażuje Brukselę otwarciem granic.
Jakakolwiek zmiana sytuacji politycznej w Turcji, to ryzyko dla tego porozumienia. Unia już to przeżywała z Kaddafim. Było przecież porozumienie włosko-libijskie, że w praktyce to reżim Kaddafiego strzeże granicy włoskiej przed nielegalną imigracją, bo nie wypuszcza imigrantów na morze. Pamiętajmy, że cała koncepcja strefy Schengen nie opiera się na ochronie zewnętrznych granic Unii przez nią samą. On polega na na ochronie granic państw z Unią sąsiadujących przez ich własne służby. A zatem granic UE w praktyce strzegli Tunezyjczycy, Libijczycy, czy Marokańczycy. Z tego punktu widzenia granica Grecji jest strzeżona przez Turków. Jeśli oni powiedzą „nie”, to bardzo szybko imigranci znajdą się w Unii. Paradoksalnie jeżeli otwarty zostałby kanał wschodni to polskiej granicy strzegliby Ukraińcy, oczywiście jeżeliby chcieli.
Czy mamy instrumenty, żeby zweryfikować, kim są konkretni imigranci, chcący choćby przyjechać do Polski? Czy to uchodźcy wojenni, a może tylko poszukiwacze lepszego życia? Terroryści? Funkcjonariusze upadłych reżimów?
Przy normalnej skali mamy takie instrumenty. Proszę zauważyć, że nie zdarzyło się, że jakiś zweryfikowany imigrant dopuścił się zamachu terrorystycznego. Robili to potomkowie imigrantów, którym nie udało się w pełni zintegrować. Unia stworzyła własne procedury. Ma ludzi, którzy mówią płynnie w językach i dialektach imigrantów, więc są w stanie ocenić ich pochodzenie. Bada się ich ścieżki imigracyjne, sprawdza religię. Przed 2015 ryzyko, że ktoś się niepowołany przemknie się przez to sito, było niewielkie. Ale przy kilkukrotnym wzroście liczby imigrantów, możliwość błędów rośnie. Jednak ogromną większość wciąż stanowić będą potrzebujący pomocy.
Pan nie obwinia imigrantów za zamachy we Francji, czy za napaści o podłożu seksualnym i rabunkowym na kobiety w Niemczech?
To problem polityki integracyjnej, a nie imigracyjnej. Niemcy popełnili błąd, bo do połowy lat 90. nie uważali się za kraj docelowy do imigrantów. Uważali, że oni przyjeżdżają, ale wrócą do siebie — stąd brak polityki integracyjnej. Za ostatnie napaście na kobiety w Niemczech odpowiedzialność ponoszą głównie niezintegrowani Turcy. Z kolei Francja przyjęła obywateli swych dawnych kolonii, ale umieściła ich w gettach na przedmieściach. W pierwszym pokoleniu to działało, ale w drugim — już nie. Dziś Francja nie jest zagrożona terroryzmem napływowym, tylko własnym. Także poprzez błędy w polityce integracyjnej, nie zaś imigracyjnej.
Faktem jest jednak, że i Francja i Niemcy po prostu potrzebowały imigrantów. Poza Japonią nie ma na świecie państwa które rozwinęło się w szybkim tempie bez imigrantów. Przecież już podobnie jest w Polsce gdzie pracuje prawie 500 tys. Ukraińców. Pewna część wzrostu gospodarczego to ich zasługa.
Sam pan powiedział, że Polska nie ma polityki integracyjnej. Czy zatem zaproszenie imigrantów do naszego kraju, nie może wywołać w przyszłości takich kłopotów jak we Francji czy Niemczech?
Dlatego mówię: najpierw integracja, potem imigracja. Państwo musi określić ile i jakich osób jest w stanie zintegrować i dopiero „skroić” pod to instrumenty polityki imigracyjnej. Ci, którzy zdecydują się przyjechać do Polski muszą zostać do tego przygotowani. Muszą podjąć świadomą decyzję o integracji jeszcze przed wyjazdem. Muszą też być przygotowani na to, że będą się w Polsce wyróżniać choćby ze względu an kolor skóry i że mogą ich z tego powodu spotkać mniejsze czy większe problemy. Oczywiście, wszystkie osoby, które będą łamać porządek publiczny czy ewidentnie naruszać nasze zwyczaje powinny z Polski wyjechać. To musi być swego rodzaju kontrakt obejmujący obie strony — nas jako społeczeństwo przyjmujące oraz imigrantów jako naszych gości.
Bardzo łatwo politykom niechętnym Polsce grać argumentem, że jesteśmy niesolidarni. I przy dotychczasowej postawie rządu — jest w tym wiele racji. Z drugiej strony propozycje KE bardzo to pokazanie solidarności utrudniają. Zrozumieć trzeba jedno: kryzys imigracyjny jest groźniejszy niż Grexit, czy nawet Brexit. Niekontrolowana fala imigracyjna może rozbić UE.
Jestem świeżo po analizie wystąpień przywódców krajów Europy Środkowej i Wschodniej w sprawie imigrantów. To co wygadują przywódcy Czech, Słowacji i Węgier to jest ksenofobia. Oni mówią o podludziach i „ludzkich odpadach”. Może to element rozgrywki czysto wewnętrznej, ale jeśli tak to krótkowzrocznej. Polskie władze nie posunęły się w tej debacie po stwierdzenia ksenofobiczne. Ale dostajemy rykoszetem — ksenofobiczny obraz naszego regionu trudno będzie wyplenić. Dla Czech, Słowacji i Węgier obecność Polski w tym regionalnym antyimigracyjnym froncie jest wygodna, bo jesteśmy dużym krajem i to na nas spadnie krytyka. Polityka Francji czy krajów południa Europy jest podobna. Myślą sobie: „Po co się wychylać jak jest ktoś kto zrobi to za nas?”. Imigrację należy zaakceptować, tyle, że przykroić wedle własnych priorytetów.
–––––––––
Dr hab. Maciej Duszczyk jest pracownikiem naukowym Uniwersytetu Warszawskiego, zastępcą dyrektora Instytutu Polityki Społecznej oraz kierownikiem zespołu polityk migracyjnych w Ośrodku Badań nad Migracjami. Od ponad dwudziestu lat bada skuteczność instrumentów polityki migracyjnej.