- Żarty z rządzących to pewnie niezły temat dla komika, ale mają to do siebie, że zrażają dużą część społeczeństwa, a ja chcę, żeby mnie wszyscy kochali i płacili za moje występy. To naturalne - jestem biznesmenem, mam krawat, chyba to po mnie widać? - pytał komik.
- Polaryzacja naszego społeczeństwa jest tak duża, że żarty z jakiejkolwiek strony politycznej budzą oburzenie, a z żartującego robią wroga ludu. Swojego ludu, bo są dwa, jak wiadomo. Jest jeszcze trzeci - niezaangażowany i ja tam przynależę - zadeklarował gość programu. - Uważam się za neutralsa, choć nie chcę, żeby mnie tak nazywał Tomasz Lis. Jeśli osoby z dwóch konkurencyjnych plemion coś nazywają tak samo, to może być niezgodne z prawdą.
- Mam ten ból, że się interesuję polityką, ale nie tego oczekuje ode mnie widownia, żebym mówił, kto jest fajny, a kto nie. Nie mam czasu, żeby tłumaczyć, co miałem na myśli - mówił Michał Kempa.
- Nazwa KOD jest nietrafiona. Od razu chcą bronić demokracji, a jest wiele rzeczy do bronienia... Jako neutrals obserwuję, nie uczestniczę. Śmianie się z polityków w ogóle jest nudne. Szalony Macierewicz, kot Kaczyńskiego, to się robi nudne. Lubię Niesiołowskiego - mówił komik.
- Z prawicowych środowisk się łatwiej żartuje. Gdy spojrzeć na Monthy pytona, to zawsze miał humor bardziej liberalno-lewicowy. Humor i artyści zawsze są bardziej po lewej stronie, a politycy prawicowi są wyśmiewani. Taka jest natura rzeczy, niekoniecznie ma to coś wspólnego z tym, kto ma rację.