Wartość ponad 300 tys. ton węgla leżącego na hałdzie kopalni Piekary była o niemal 34 mln zł niższa, niż wynikało to z ksiąg ewidencyjnych. Zawiadomienie do prokuratury złożyła rok temu Kompania Węglowa (dziś jej następca to Polska Grupa Górnicza), ale głośna afera skończyła się niczym. Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita", ani prokuratura, ani ABW nie ustaliły, dlaczego na zwałach leżał bezwartościowy węgiel. Śledztwo właśnie umorzono.
Wiosną ubiegłego roku bankrutująca Kompania Węglowa sprzedała Piekary państwowej spółce Węglokoks Kraj. Zgodnie z zapisami w książce ewidencyjnej Piekar na jej zwałach powinno być ponad 340 tys. ton węgla o średniej klasie 19 megadżuli na kilogram. Pomiary Węglokoksu wykazały, że jakość była o połowę niższa.
Śledztwo w sprawie szkody wyrządzonej Kompanii Węglowej prowadziła Prokuratura Okręgowa w Gliwicach. Prok. Aleksander Sieńkowski sprawdzał dwie wersje. Zgodnie z pierwszą dokumentacji kopalni nie prowadzano rzetelnie, a celem było zawyżanie wyników. Według drugiej węgiel ze zwału trafiał poza ewidencją do zakładu wzbogacania, a stamtąd – na sprzedaż. Braki uzupełniano odpadami z przeróbki węgla.
Żadna z tych wersji nie znalazła jednak potwierdzenia. Prokurator odkrył za to totalny bałagan w dokumentacji setek tysięcy ton węgla zdeponowanych na terenie kopalni. Na przykład Piekary produkowały granulat z odpadów kopalnianych, głównie z kamieni i miału. Kompania Węglowa o tym jednak nie wiedziała, bo w sprawozdaniach nie wykazywano ani produkcji owego granulatu, ani jego sprzedaży.
W śledztwie wyszło na jaw, że składowano aż 100 tys. ton granulatu. Być może wymieszał się on z węglem, obniżając jego jakość. Odpytywani świadkowie, zarówno z kopalni Piekary, jak i z Kompanii, nie potrafili jednoznacznie wyjaśnić, jak mogło do tego dojść.