Wszelkie generalizacje zniekształcają lub nawet zabijają prawdę o rzeczywistości. Dlatego powinniśmy wyważać to, co piszemy i mówimy o czasie ekstremalnym i kryzysowym, bo w powszechnej opinii i tak już nie będzie powrotu do czasu przedpandemicznego. Powinniśmy z rozwagą i roztropnością wobec naszych studentów i koleżeństwa dydaktycznego oraz naukowego poszukiwać tego, co służy sprostaniu wyzwaniom, a nie prześcigać się w przedstawianiu kasandrycznych wizji i katastroficznego obrazu świata akademickiego.
W przypływie powszechnego zniechęcenia i zwątpienia podczas rocznego okresu pandemii, wobec chybionych decyzji rządzących, pękającego w szwach systemu zdrowia, upadających przedsiębiorstw, niewydolnego systemu oświaty i edukacji, lubujemy się często w poszukiwaniu wyłącznie przykładów naszych porażek i klęsk. W „Rzeczpospolitej" z 18 marca br. ukazał się wywiad z prof. Markiem Konopczyńskim z PAN i UwB pod znamiennym tytułem „Szkolnictwo wyższe w pandemii koronawirusa poniosło klęskę". Prof. Konopczyński, wygłaszając dość kategoryczne opinie, prezentuje skrajnie pesymistyczny obraz polskiego szkolnictwa wyższego, którego okres pandemii jest niejako zwieńczeniem, a może i grabarzem. „Brak bezpośredniego kontaktu z prowadzącym – twierdzi prof. Konopczyński – to parodia nauki. (...) Czas pandemii miał potencjał do zrewolucjonizowania kształcenia na poziomie wyższym, ale to się nie udało i ponieśliśmy klęskę, próbując przenieść model wykładowy i ćwiczeniowy do internetu. A on jest nieprzekładalny. Zdalne nauczanie powinno polegać na rozmowach, wspólnym studiowaniu, inspirowaniu".
Zacznę moje uwagi od ciekawego sformułowania o szansie na „zrewolucjonizowanie pod wpływem pandemii kształcenia na poziomie wyższym", bo prof. Konopczyński nie podaje przykładów, na czym by to miało polegać. Szkoda, bo wtedy moglibyśmy być może podzielić się dobrymi praktykami.
Systemowa punktoza
Przypomnę, że rektorzy w marcu 2020 r. w ciągu jednego–dwóch tygodni musieli przeorganizować uczelnie na zajęcia prowadzone – w 100 proc. programów i realizujących je wykładowców – na odległość. Było to nie tylko niezgodne z ówczesnym stanem prawnym, ale wiązało się z brakiem doświadczenia w kompleksowym kształceniu online. Przypominało pospolite ruszenie i część uczelni sobie z tym nie poradziła, o czym świadczyły informacje o pozwach składanych przez studentów za ułomność uczenia i brak interakcji z prowadzącym. Podnoszone były też kwestie pozorności egzekwowania wiedzy i łatwości zaliczania oraz zdawania egzaminów.
Prof. Konopczyński sam jest świadom tego, że relacja akademicka była wypierana w czasach masowego kształcenia z lat 90. i pierwszej dekady nowego wieku na rzecz umasowienia uczelni. Do tego przyczyniły się też efekty zbiurokratyzowania, w wyniku których utopieni jesteśmy w stworzonym systemie wszelkiego typu punktacji: ECTS, punktozy naukowej, obwarowań pensowych oraz piętrzących się obowiązków administracyjnych.