Nieoficjalnie wiadomo, że prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu zależy na obsadzie placówek na Wschodzie. Do przeforsowania kandydatów zostało mu niewiele czasu. Nie wiadomo bowiem, czy wygra tegoroczne wybory.
[wyimek]Kolejka czekających na nominacje prezydenta nie maleje - Andrzej Halicki, poseł PO [/wyimek]
Dlatego zwiększyło się napięcie między rządem a Pałacem Prezydenckim. – Podejrzewamy, że rząd gra na zwłokę i chce poczekać z obsadzeniem ważnych placówek na Wschodzie – mówi „Rz” jeden z polityków z otoczenia Lecha Kaczyńskiego. Dodaje, że do Kancelarii docierają sygnały, iż rząd chce obsadzić te placówki dopiero po wyborach w 2010 r. – Liczą chyba na to, że to Donald Tusk będzie podpisywał nominacje – sugeruje nasz rozmówca.
Tymczasem wymiana ambasadorów m.in. w Kijowie, Wilnie i Baku powinna się zacząć jeszcze jesienią 2009 r. Mijają bowiem ich zwyczajowe czteroletnie kadencje. W pierwszych tygodniach 2010 roku powinny też ruszyć przygotowania do zmiany naszego przedstawiciela w Moskwie.
Poseł Tadeusz Iwiński (SLD) uważa, że MSZ już powinien zdecydować, kto obejmie te ambasady. Podobnego zdania jest poseł Karol Karski (PiS): – O znaczeniu placówek w Kijowie i Moskwie nikogo nie muszę przekonywać. Także ambasada w Azerbejdżanie ze względu na ropę ma znaczenie strategiczne.