Nim sprawa seksafery trafiła do Prokuratury Okręgowej w Białymstoku, przez dwa tygodnie wyjaśniali ją olsztyńscy śledczy. W tym czasie przesłuchali tylko jedną z urzędniczek.
Zeznała, że Czesław Małkowski żądał od niej konkretnej czynności seksualnej w zamian za załatwienie osobistej sprawy. Kobieta odmówiła. Wtedy, jak powiedziała śledczym, zaczęły ją spotykać represje ze strony prezydenta Olsztyna. Urzędniczka twierdzi, że była szykanowana. Zeznała, że mógł być wobec niej stosowany mobbing. Zaznaczyła śledczym, że nie ma na to dowodów w jej aktach osobowych – a te chce ściągnąć białostocka prokuratura.
Kobieta podała jednak nazwiska świadków, którzy mogą potwierdzić jej wersję wydarzeń. Urzędniczka wskazała też inną kobietę poszkodowaną przez Małkowskiego. Dała również prokuratorom nazwiska osób, z którymi rozmawiała o niedwuznacznej propozycji. Olsztyńscy śledczy nie zdążyli przesłuchać ani jednej z nich, bo sprawę przeniesiono do Białegostoku. – Przesłuchana kobieta nie złożyła wniosku o ściganie prezydenta – mówi Zbigniew Ćwiąkalski, minister sprawiedliwości.
Z kolei Andrzej Tańcula, prokurator apelacyjny w Białymstoku, we wczorajszej „Gazecie Olsztyńskiej” powiedział: – Minął już prawie miesiąc od nagłośnienia sprawy i trzeba, aby wreszcie te panie albo złożyły wnioski (o ściganie – red.) i sprawa idzie do przodu, albo nie, i sprawa dalej się nie toczy.
Kobieta, która była już przesłuchana, twierdzi, że nie złożyła wniosku, bo prokurator nie poinformował jej o takiej konieczności. – Po przesłuchaniu dostałam tylko protokół do podpisania. Pani prokurator nie powiedziała mi, że jeszcze potrzebny jest jakiś wniosek. Nie jestem prawnikiem, nie znam się na tym. Gdybym wiedziała, że trzeba złożyć taki wniosek, tobym to zrobiła – mówi nam urzędniczka.