Czego Bondaryk szukał w Erze

Zeznania pracownika operatora GSM. Krzysztof Bondaryk, żądając tajnych danych, miał sugerować, że może zwolnić go z pracy

Publikacja: 16.06.2009 03:38

Krzysztof Bondaryk pracował w PTC (właściciel marki Era) od marca 2005 r. do marca 2006 r. Dwa tygod

Krzysztof Bondaryk pracował w PTC (właściciel marki Era) od marca 2005 r. do marca 2006 r. Dwa tygodnie po tym, jak formalnie zaczął kierować ABW, umorzono śledztwo w sprawie wycieku danych z Ery. Na zdjęciu w 2007 r. w Sejmie

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Firmy telekomunikacyjne muszą – w myśl prawa – współpracować z organami ścigania.

U każdego z operatorów są specjalne wydziały do kontaktów ze służbami, których pracownicy posiadają specjalne poświadczenia bezpieczeństwa. Zajmują się np. przekazywaniem billingów czy zakładaniem podsłuchów.

W 2005 roku pojawiły się podejrzenia, że dane o tajnych operacjach służb specjalnych mogą wyciekać z firmy PTC (właściciel sieci komórkowych Era i Heyah).

Śledztwo w tej sprawie prowadziła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod nadzorem warszawskiej Prokuratury Okręgowej. Świadkowie odpowiedzialnością za kopiowanie tajnych danych i próby wydobycia tajnych informacji od pracowników Ery obciążyli m.in. dzisiejszego szefa ABW Krzysztofa Bondaryka.

[srodtytul]Bez poświadczenia[/srodtytul]

W aktach śledztwa, do których dotarła “Rz”, jest wiele informacji o nieprawidłowościach w ochronie informacji niejawnych w PTC.

Wynika z nich, że na przełomie lutego i marca 2005 r. Bondaryk, który właśnie rozpoczął pracę w Erze, miał się dopominać od Władysława Nai – pełnomocnika do spraw informacji niejawnych – informacji o zainteresowaniach służ specjalnych abonentami sieci komórkowej Era GSM. Bondaryk nie miał wówczas ważnego poświadczenia bezpieczeństwa osobistego umożliwiającego dostęp do informacji niejawnych. Sam zeznał, że otrzymał je dopiero w kwietniu 2005 r.

Podczas konfrontacji w prokuraturze z Nają utrzymywał jednak, że informacjami niejawnymi zaczął się interesować dopiero po otrzymaniu poświadczenia bezpieczeństwa.

[srodtytul]Jak wierzący katolik pyta o Solorza[/srodtytul]

Według Nai Bondaryk wypytywał go, czym interesowały się służby specjalne, a szczególnie, czy były zainteresowane osobą właściciela Polsatu Zygmunta Solorza.

W tej sprawie Bondaryk zeznawał w towarzystwie adwokata. Zasłaniał się brakiem pamięci. “Nie pamiętam, żebym pytał p. Naja o kierunki zainteresowań uprawnionych organów ścigania wynikających z nadsyłanych przez nie zapytań. Nie pamiętam, żebym pytał go również o to, czy ktoś, i do jakich spraw, interesuje się osobą

p. Zygmunta Solorza, właściciela Polsatu” – czytamy w protokole zeznań.

Zygmunt Solorz został przesłuchany w tej sprawie 12 lipca 2007 roku. Przyznał, że zna Krzysztofa Bondaryka, który dla niego pracował. “Nikogo nie prosiłem, by sprawdził, czy ktoś zbiera na mnie materiały. Ja nie mam nic do ukrycia. Nie interesują mnie sprawy związane z polityką” – zeznał Solorz.

Naja twierdził też, że Krzysztof Bondaryk, usiłując wydobyć od niego informacje, uciekał się do specyficznej argumentacji.

“Mógłbym pana zwolnić już teraz, ale jestem wierzącym katolikiem. Wiem, że kupił pan sobie bogate mieszkanko, biorąc to na wysoki kredyt i nie zamierzam Pana niszczyć” – tak pracownik PTC relacjonował śledczym słowa Bondaryka.

[srodtytul]Czyszczenie u mecenasa[/srodtytul]

W aktach jest też potwierdzenie innej historii, którą opisywały już media.

Świadek Ryszard Ł. – administrator systemu Ery “Chopin”, który monitoruje abonentów i rejestruje wiele danych, m.in. na potrzeby specsłużb – zeznał, że na polecenie Bondaryka wraz z Eugeniuszem T. (inspektorem bezpieczeństwa teleinformacyjnego Ery) pojechali do Suwałk. Specjalną aparaturą sprawdzili, czy pomieszczenia używane przez mecenasa Władysława H. (przyjaciela Bondaryka) nie są podsłuchiwane. W aktach są dokumenty dotyczące tej delegacji.

Adwokatem Władysławem H. w tym czasie interesowały się organy ścigania w związku z aferą w suwalskim wymiarze sprawiedliwości. H. zasłynął tym, że wraz z synami próbował uprowadzić swoją byłą asystentkę, która mogła dysponować kompromitującymi go materiałami.

Prokurator Grzegorz Masłowski, który prowadzi sprawę afery w suwalskim wymiarze sprawiedliwości, zażądał akt ze śledztwa w sprawie wycieku tajnych informacji z Ery. Chce sprawdzić, czy przegląd pomieszczeń Władysława H. przez pracowników operatora nie był przestępstwem utrudniania śledztwa.

[srodtytul]Zachować status quo[/srodtytul]

Śledztwo w sprawie wycieku danych z Ery było główną przyczyną, dla której poprzedni rząd chciał zmienić prawo telekomunikacyjne i pozbawić operatorów wiedzy o tym, czym interesują się służby specjalne. Przygotowano nowelizację, lecz nie zdołano jej wówczas uchwalić.

Nowelizację poparli również nowi szefowie służb specjalnych mianowani już za czasów koalicji PO – PSL oraz szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusz Kamiński. Pół roku temu “Rz” ujawniła, że mimo uzgodnień międzyresortowych i między służbami Bondaryk usiłował do końca torpedować zmianę przepisów.

Krzysztof Bondaryk przejął władzę w ABW wkrótce po wygranych przez Platformę wyborach jesienią 2007 roku. Początkowo był jedynie pełniącym obowiązki szefa.

Formalnie jako nowy szef Agencji rozpoczął urzędowanie 16 stycznia 2008 roku. Dwa tygodnie później prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie wycieku z Ery “wobec braku ustawowych znamion czynu zabronionego”. Poprzedni szef ABW Bogdan Świączkowski był tą decyzją zdumiony. – W tym śledztwie były materiały pozwalające stawiać zarzuty – stwierdził.

Za nazwanie śledztwa “sprawą Bondaryka” szef ABW wytoczył “Rz” proces.

[ramka][b]Wojna dziesięcioletnia, czyli tło dochodzenia w sprawie wycieku[/b]

Śledztwo w sprawie wycieku danych z Ery wszczęto w najgorętszym okresie walki o władzę w tej spółce. Spór o 48 proc. udziałów w Polskiej Telefonii Cyfrowej rozpoczął się w 1999 r. Trzy lata wcześniej niemiecki operator Deutsche Telekom wraz z grupą polskich inwestorów finansowych założył drugą sieć komórkową w Polsce pod marką Era.

DT zamierzało przejąć kontrolę nad operatorem, ale zostało uprzedzone przez Elektrim, który w 1999 r. skupił akcje od polskich udziałowców, przejmując tym samym kontrolę nad Erą. DT protestowało, ale sąd arbitrażowy przyznał rację Elektrimowi. Holding znalazł sobie nowego partnera w postaci francuskiego koncernu telekomunikacyjno-medialnego Vivendi, z którym utworzył nową spółkę, wnosząc do niej udziały PTC.

Niemcy nigdy nie uznali legalności tego kroku i zaskarżyli go do trybunału arbitrażowego. Sytuację diametralnie zmieniło wejście do gry Zygmunta Solorza-Żaka, który od 2003 r. zaczął skupywać akcje Elektrimu.

Holding był pogrążony w długach i sporach z wierzycielami, ale miał jeszcze cenne aktywa. Na przykład udziały w PTC. W 2004 r. sąd arbitrażowy orzekł, że Elektrim nie miał prawa przenieść udziałów Ery do spółki utworzonej przez Vivendi. Polski sąd uznał wyrok i na tej podstawie kontrolę nad Erą – w asyście ochroniarzy – przejęli przedstawiciele Elektrimu i Deutsche Telekom. To wtedy w spółce pojawił się Krzysztof Bondaryk.

Nic nie wskazuje, by Zygmunt Solorz zrobił na Erze wielkie pieniądze. Sprzedaż 48 proc. akcji Niemcom w 2006 roku ledwo wystarczyła na spłatę najpilniejszych długów Elektrimu.

Mimo tej transakcji Solorz wciąż ma swoich przedstawicieli w radzie nadzorczej PTC. Spór o Erę wciąż bowiem formalnie nie jest zakończony.

[/ramka]

Firmy telekomunikacyjne muszą – w myśl prawa – współpracować z organami ścigania.

U każdego z operatorów są specjalne wydziały do kontaktów ze służbami, których pracownicy posiadają specjalne poświadczenia bezpieczeństwa. Zajmują się np. przekazywaniem billingów czy zakładaniem podsłuchów.

Pozostało 96% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej