"Złoty rekordowo mocny. Bezrobocie spadło. Giełdy w górę. Surowce drożeją. Sprzedaż i zamówienia rosną. Czy kryzys powoli się kończy?" - pyta na pierwszej stronie "Polska". Dziennik zauważa serię zaskakująco dobrych danych ekonomicznych dla Polski i podkreśla, że na tle krajów Unii Europejskiej wypadamy rewelacyjnie. Cieszą się ci, którzy spłacają kredyty walutowe (kurs franka spadł już do 2,76 zł) i inwestorzy giełdowi. I choć eksperci podkreślają, że przez najbliższe dwa lata kryzys będzie dawał się Polakom we znaki, to już poprawiają się nastroje konsumentów, którzy mają nadzieję, że niebawem będzie dużo lepiej.

Światełko w tunelu widzą też narkopolacy z "Gazety Wyborczej": "Resort sprawiedliwości proponuje nie karać za posiadanie nieznacznej ilości narkotyku na własny użytek. Chce też wyższych kar dla dilerów i skuteczniejszego leczenia uzależnionych". Jak przypomina gazeta w tekście "Karać tylko dilera" dziś przestępcą jest każdy, kto ma przy sobie śladową nawet ilość narkotyku. Ministerstwo Sprawiedliwości proponuje zaś, by jeśli policja złapie kogoś z "nieznaczną i przeznaczoną na własny użytek" ilością narkotyku, a prokurator uzna, że karanie byłoby "niecelowe ze względu na okoliczności popełnienia czynu, a także stopień jego społecznej szkodliwości", to będzie można odstąpić od postępowania. Jak tłumaczy w komentarzu Michał Sołtysiak, "w tym wypadku krok wstecz to krok naprzód", bo czas zerwać ze stereotypem ćpuna zakażonego HIV. I podkreśla, że obecny premier - jako że miał odwagę przyznać się do palenia trawki w młodości - może być najodpowiedniejszym człowiekiem do "zerwania z hipokryzją polityków" w ramach kampanii "GW" "My, narkopolacy".

I choć statystyki, na które powołuje się gazeta, brzmią przekonywająco (mimo rygorystycznego prawa spada wykrywalność handlu narkotykami), mnie wciąż trudno się pogodzić z etykietką narkopolaka - zwłaszcza gdy widzę to hasło wypisane czcionką "Solidarności". A z drugiej strony, państwo, w którym członkowie rządu mogliby legalnie chodzić z działką drugów w kieszeni marynarki, miałoby swoje zalety. Łatwiej zrozumielibyśmy wtedy pomysł podwyższanie podatków przez partię, której elektorat stanowią najbogatsi Polacy czy inny sposób patrzenia na świat polityków, którzy, gdy wszyscy na świecie trąbili o kryzysie, mówili: kryzys? jaki kryzys?

Rząd mógłby też pójść jeszcze dalej. Zawrzeć deal z talibami, kazać naszym żołnierzom przywozić opium z Afganistanu i pozwolić członkom PSL sprzedawać je w remizach strażackich. Boom gwarantowany.

[ramka]Skomentuj [link=http://blog.rp.pl/przybylski/2009/07/24/hossa-i-nadzieje-narkopolakow/]na blogu[/link][/ramka]