To po doniesieniu Sławomira Julkego w 2008 r. wybuchła tzw. afera sopocka. Julke przekazał prokuraturze nagranie swojej rozmowy z prezydentem miasta Jackiem Karnowskim, podczas której miała paść korupcyjna propozycja. Karnowskiemu postawiono zarzuty: korupcji i działania przeciwko wymiarowi sprawiedliwości.

Teraz biznesmen ma zamiar domagać się od „Gazety Wyborczej” sprostowania i 500 tys. zł na rzecz organizacji walczących z korupcją. Chodzi o poniedziałkowy artykuł dotyczący afery sopockiej. „Autorzy publikacji wielokrotnie podawali opinii publicznej kłamliwe informacje na mój temat, jak i na temat tzw. afery sopockiej. Teraz są kolejne” – stwierdza Julke.

Co napisała „GW”? Chodzi o inne nagrania, jakie Julke przekazał prokuraturze. Dziennikarze zarzucają biznesmenowi, że przed zniszczeniem dyktafonu nie zgrał na płytę dostarczoną śledczym nagrania „nieczytelnej” – jak piszą – rozmowy Julkego z Donaldem Tuskiem. „Prokuratura posiada wszystkie dowody związane z moją obecnością na meczu piłkarskim, po którym informowałem premiera o złożeniu mi propozycji korupcyjnej przez Jacka Karnowskiego” – odpowiada Julke.

„Gazeta” sugerowała też, że wśród nagranych są wiceprezydent Sopotu Paweł Orłowski i uczestnicy spotkania sopockich konserwatystów z Jarosławem Gowinem.

Gdańska Prokuratura Apelacyjna, która postawiła zarzuty prezydentowi Sopotu, nie chce komentować tej publikacji. Kilka miesięcy temu śledczy odnosili się do zarzutów dotyczących rzekomych manipulacji przy nagraniu rozmowy Julkego i Karnowskiego. – Biegły nie stwierdził, by we fragmencie dotyczącym propozycji korupcyjnej były ślady ingerencji czy montażu – mówił wtedy rzecznik prokuratury Krzysztof Trynka. Podkreślał, że badania fonoskopijne wykazały wiarygodność kopii.