– Sąd chce nas złamać, ale się nie damy – mówił wczoraj Dariusz Kita po rozprawie, na której po raz kolejny nie doszło do zakończenia procesu dotyczącego losu jego syna.
O 11-letnim Sebastianie z Bystrzycy Nowej pod Lublinem cała Polska usłyszała w lutym. Sąd na podstawie opinii kuratora uznał, że schorowani i biedni rodzice nie radzą sobie z wychowaniem dziecka. Chłopiec mieszka teraz u skonfliktowanej z rodzicami babci, która jest dla niego rodziną zastępczą.
Wczoraj lubelski sąd nie zgodził się też, by do czasu wydania ostatecznego postanowienia Sebastian wrócił do rodzinnego domu. – To biurokratyczna bezduszność – ocenia Paweł Chojecki ze Stowarzyszenia Obrony Rodziców, które pomaga rodzinie chłopca.
Dariusz Kita był zrozpaczony. – Ile to jeszcze będzie trwało? – pytał ojciec Sebastiana. Według Andrzeja Turczyna, pełnomocnika rodziny, przyszłość chłopca może się rozstrzygnąć na kolejnej rozprawie w listopadzie. – Czeka nas kolejny ciężki miesiąc czekania na powrót syna. To przykre – mówi matka chłopca, pani Jolanta.
Według rzecznika praw dziecka takie postępowania sądy powinny traktować priorytetowo.