Ocena wydarzeń z 13 grudnia 1981 r. wciąż budzi emocje. Na nowo wywołały je zbliżająca się 30. rocznica i związane z tym oświadczenie gen. Wojciecha Jaruzelskiego, który wówczas stał na czele Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego.
Jaruzelski w nagraniu dla audycji Radia Zet "Siódmy dzień tygodnia" przeprosił za wprowadzenie stanu wojennego i jego bolesne dla społeczeństwa konsekwencje. Jednak stwierdził, że stan wojenny był w 1981 roku mniejszym złem. – Decyzja ta spowodowana była wyższą koniecznością. Stan wojenny stał się ocaleniem przed wielowymiarową katastrofą. Gdybym w identycznych okolicznościach miał dziś decydować, uczyniłbym to samo – powiedział.
Ta ocena wywołuje sprzeciw wielu dawnych opozycjonistów. – Jaruzelski to zbrodniarz. Wypowiedział wojnę własnemu narodowi, by zabić w nim pragnienie wolności. Jego głosu nie powinno być dziś w mediach – uważa Ryszard Majdzik, działacz "Solidarności" ze Skawiny, którego razem z ojcem w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. wyciągnięto z domu i internowano.
– Jestem przeciwnikiem kary śmierci, ale generał zasłużył na dożywocie. Za zbrodnie stanu wojennego, za Wybrzeże 1970 roku czy mord księdza Popiełuszki popełniony przez komunistycznych funkcjonariuszy – mówi prof. Ryszard Terlecki, historyk i poseł PiS.
Jednoznacznie oceniać decyzji o wprowadzeniu stanu wojennego nie chce Wojciech Filemonowicz z SdPl (startował do Sejmu z listy PO). – Pozostawmy to historykom. Coroczne dyskusje o tym niewiele nowego wnoszą. Generałowi dałbym spokój. Apeluję do protestujących 13 grudnia przed jego domem, by z czysto ludzkich powodów tego nie robili – podkreśla. Dodaje, że w 1981 r. z powodu ogarniającego Polskę chaosu jakaś próba stabilizacji była uzasadniona. – Nie chcę jednak przesądzać, czy stan wojenny był najlepszym wyjściem – zaznacza.