Autorem pierwszego z nich pt. „Witaj Wojtek" jest Antoni Wasilewski (1905–1975), znany malarz, ilustrator, felietonista, który po tułaczce wojennej osiadł na dłuższy czas w Edynburgu, skąd powrócił do Polski w 1957 r. Tekst napisany z humorem i swadą uzupełnia późniejszą „relację" Przymanowskiego o kilka ciekawych incydentów, choć widać dystans, kiedy czytamy na przykład: „Legenda głosi, że przesuwał nawet skrzynie z amunicją – mówią, że dźwignął działo!". Jednak najsilniej autor akcentuje konieczność repatriacji niedźwiedzia, który w poznańskim zoo miałby znacznie lepsze warunki bytowe niż w Edynburgu: nowoczesny wybieg ze skałami zamiast ciasnej, dziesięciometrowej klatki. Dowiadujemy się również, że temat powrotu poruszyło po kilkunastu latach „niepamięci" poznańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, zatem nie władze (choć nie możemy z całą pewnością wykluczyć ich inspiracji). Czytając, odczuwamy entuzjazm Wasilewskiego wierzącego, że sprawa rychło zostanie pozytywnie załatwiona.
Dwa tygodnie później list Leona Stanisławskiego pt. „Wojtka znałem od niemowlęcia" wnosi kolejne szczegóły, ubarwione zdjęciami małego misia. Obok pojawia się dalekopis kierownika eksploatacji liniowej Polskiej Żeglugi Morskiej w Szczecinie, gdzie deklaruje on nieodpłatny transport niedźwiadka do Polski, o ile ów zostanie dostarczony do Liverpoolu w odpowiedniej klatce i wyposażony w żywność na drogę. Niżej informacja o składce prywatnej na bilet dla Wojtka. Kwotę 160 zł „Przekrój" przekaże na potrzeby Ogrodu Zoologicznego w Gdańsku-Oliwie, gdyż ten ostatecznie zgodził się przyjąć misia.
15 marca „Przekrój" publikuje nieco bałamutny list Zygmunta Kosińskiego z Wembley Park pt. „To ja kupiłem Wojtka". Trębacz w Kawaleryjskim Oddziale Rozpoznawczym twierdzi, że opiekował się misiem od kwietnia do października 1942 r. i najpierw nazywał go Hers – po persku „niedźwiedź". Z niewiadomych powodów redakcja nie umieściła przysłanego przezeń zdjęcia.
Trzy miesiące później pracownik oliwskiego zoo – Wiktor Kopaczewski – zamieszcza pesymistyczny artykuł „Dookoła Wojtek, czyli dlaczego go nie przywiozłem". Do repatriacji nie doszło, mimo dobrej woli dyrektora edynburskiego zoo, z powodu fatalnego stanu zdrowia i postępującej przedwcześnie starości niedoszłego repatrianta. Konieczność pozostawania Wojtka w klatce – przekonująco opisuje Kopaczewski – była spowodowana nieustannymi konfliktami weterana z innymi niedźwiedziami na wybiegu. Z drugiej strony napotkano opór kombatantów 22. Kompanii, którzy wciąż traktowali niedźwiedzia jako depozyt. Sam opiekun zwierzęcia – mjr Chełchowski – oświadczył wprost, że „reżimowy rząd warszawski" stara się ze wszystkich sił sprowadzić niedźwiedzia do Polski, a zatem on jako szczery emigrant nie może oddać tak cennego symbolu „komunistom". Na koniec autor chwali rzeczową postawę prasy angielskiej i dyrekcji zoo, uskarżając się jednocześnie na stanowisko pism emigracyjnych, które „starały się na każdym kroku podkreślać »reżimowy« charakter polskich ogrodów oraz »polityczny« aspekt całej sprawy i innych ludzi, którzy dlań »wybrali« wolność za prętami ciemnej klatki szkockiego zoo".
Rzecz jasna, w żadnej publikacji nie wspomniano słowem o generale Andersie, chociaż – grając z cenzurą – użyto kilku ogólników: „żołnierze Polscy na Zachodzie", „22 Kompania Zaopatrzeniowa", „tworząca się armia". Wymieniono także niektórych oficerów: z nazwiska bądź anonimowo. Wasilewski przemycił nawet słowa Wojtkowego dowódcy, w istocie aluzję do powojennej naiwnej wiary w nietrwałość komunistycznego systemu: „Oddajemy wam naszą maskotkę II Korpusu tylko na przechowanie, z prośbą o opiekę. Wojtek wróci później do Polski, do naszych ogrodów zoologicznych".
Jak widać, niedźwiedź Wojtek nie był wcale zapomnianym bohaterem. Komuniści (przynajmniej za wczesnego Gomułki i późnego Gierka) nie tylko nie zamierzali skazać go na niepamięć, lecz postanowili wręcz zawłaszczyć, natomiast różni autorzy świadomie bądź mimowolnie deprecjonowali rolę Wojtkowych towarzyszy broni.