O misiu, który był żołnierzem

Postać niedźwiedzia Wojtka jest odkryciem, ale tylko dla młodszych generacji, słabo pamiętających czasy PRL

Publikacja: 15.11.2012 00:01

O misiu, który był żołnierzem

Foto: ROL

Red

15 listopada 1947 roku, syryjski niedźwiedź brunatny Wojtek, który - adoptowany przez żołnierzy 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii w armii Andersa - przeszedł szlak bojowy z Iranu do Włoch, został przekazany do zoo w Edynburgu.

Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

W „Historycznym Telegrafie" zainteresowała mnie wzmianka o niedźwiedziu Wojtku, który przeszedł szlak bojowy z armią Andersa od Persji po Szkocję. Bohater doczeka się pomnika w Edynburgu, gdzie zmarł jako weteran w miejscowym zoo. – To, że będzie miał tam pomnik, nikogo nie dziwi – konkluduje Piotr Zychowicz. I dodaje: – Inaczej niż w Polsce, gdzie mało kto o nim słyszał. To efekt 45 lat PRL, podczas których o dzielnym niedźwiedziu – podobnie jak o całej armii Andersa – nie wolno było głośno mówić.

W tym miejscu czuję się zobowiązany uściślić powyższe informacje: o dzielnym niedźwiedziu – inaczej niż w przypadku jego towarzyszy broni – mówiono i pisano względnie często, usilnie starając się jednak pominąć kontekst historyczny, a nawet... przedstawić zwierzaka jako ofiarę zachodniego systemu społeczno-politycznego i ciemnych rozgrywek reakcyjnej emigracji!

Sierota z Persji

Wojtek urodził się w latach 1941–1942 (źródła podają różne daty) w pobliżu miasta Hamadan w zachodnim Iranie. Wcześnie stracił matkę zastrzeloną przez kłusownika i w kwietniu 1942 r. trafił do żołnierzy II Korpusu Polskiego. Został oficjalnie wciągnięty do ewidencji 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii 2. Grupy Artylerii w randze kanoniera (odpowiednik szeregowego) z praktycznej przyczyny: kolejny żołnierz gwarantował dodatkowy przydział racji żywnościowych bez uszczerbku w porcjach opiekunów. Wsławił się m.in. zamiłowaniem do piwa, do zapasów, do jazdy na ciężarówkach i do kąpieli – podczas jednej z nich unieszkodliwił arabskiego szpiega. Ale nie był w ogóle agresywny.

Szlak bojowy wiódł przez Palestynę i Egipt do Włoch. Pod Monte Cassino Wojtek dźwigał skrzynie z amunicją, a podobno też gołe pociski. W październiku 1946 r. trafił z towarzyszami broni do szkockiego obozu Winfield Camp koło Berwick-upon-Tweed. Dopiero 15 listopada 1947 r., po demobilizacji, został umieszczony jako depozyt w edynburskim zoo. Niestety, weteran nigdy już nie opuścił ogrodu. Zmarł w roku 1963. Daty są rozbieżne: 15 listopada bądź 2 grudnia.

Sam pierwszy raz przeczytałem o Wojtku w roku 1979, kiedy na łamach „Płomyczka" ukazało się opowiadanie pt. „Kanonier Wojciech" pióra osławionego autora „Czterech pancernych". Janusz Przymanowski (1922–1998) nie poprzestał zresztą na publikacji w czasopiśmie dla młodych czytelników, albowiem w tym samym roku staraniem Wydawnictwa Poznańskiego wyszła wersja książkowa. Co więcej, pod sam koniec PRL, w przełomowym roku 1989, Krajowa Agencja Wydawnicza opublikowała zbiór opowiadań Przymanowskiego pt. „Dzieciom", gdzie – wśród kilku nowel sławiących wojenne wyczyny ptaków i czworonogów – również zamieszczono powyższy tekst.

Jak wiemy, przemilczenie jest także formą manipulacji. Zatem w opowiadaniu autor nie wspomina ani słowem o generale Andersie, jak również o dramatycznych okolicznościach przemieszczania się jego armii na Środkowy i Bliski Wschód; jedynym zaś wzmiankowanym imiennie żołnierzem jest opiekun niedźwiadka – szeregowiec Piotr. Dokładniej był to Piotr Prendysz, w innych opracowaniach określany jako kapral. Przymanowski wymienia co prawda jednostkę, w której służył Wojtek, i nie pomija udziału formacji w bitwie pod Monte Cassino. Jednakże nie przynoszą chwały pisarzowi końcowe partie tekstu o andersowcach: „Byli jednak tacy, którzy sami postanowili zostać na obczyźnie, innych do tego namawiali, no a kudłatego kolegę zdecydowali oddać do ogrodu zoologicznego w stolicy Szkocji, w Edynburgu". Potem następuje wzmianka o dozorcach z batami, prętami i kagańcem, o smutnym, ostatecznym pożegnaniu z Piotrem i o rzekomo złej woli dyrektora edynburskiego zoo, który nie chciał wymienić Wojtka w zamian za dwa niedźwiadki z Polski.

Wojtek z Wikipedii

Jednak to nie Przymanowski pierwszy w Polsce Ludowej poruszył losy niezwykłego kanoniera. Szukając informacji o Wojtku, w Wikipedii znalazłem pod hasłem mu poświęconym dość obszerną bibliografię. Wśród pozycji link do portalu Ciekawostki Historyczne, gdzie Aleksandra Zaprutko-Janicka w artykule „Niedźwiedź szeregowym Polskich Sił Zbrojnych? Czemu nie!" z 4 kwietnia 2011 r. nazywa Wojtka „zapomnianym bohaterem" i naraża się niestety na reprymendę internetowych komentatorów. Błąd autorki polegał na wskazaniu jednego tylko źródła,

w dodatku sekundarnego – przetłumaczonej właśnie na język polski książki Aileen Orr pt. „Niedźwiedź Wojtek. Niezwykły żołnierz armii Andersa". Źródeł zaś jest wielokrotnie więcej – wskazał je komentator o pseudonimie Wastyland, przywołując ogólnie publikacje dotyczące misia na łamach „Przekroju" z roku 1959. Bez trudu dotarłem do owych artykułów.

Autorem pierwszego z nich pt. „Witaj Wojtek" jest Antoni Wasilewski (1905–1975), znany malarz, ilustrator, felietonista, który po tułaczce wojennej osiadł na dłuższy czas w Edynburgu, skąd powrócił do Polski w 1957 r. Tekst napisany z humorem i swadą uzupełnia późniejszą „relację" Przymanowskiego o kilka ciekawych incydentów, choć widać dystans, kiedy czytamy na przykład: „Legenda głosi, że przesuwał nawet skrzynie z amunicją – mówią, że dźwignął działo!". Jednak najsilniej autor akcentuje konieczność repatriacji niedźwiedzia, który w poznańskim zoo miałby znacznie lepsze warunki bytowe niż w Edynburgu: nowoczesny wybieg ze skałami zamiast ciasnej, dziesięciometrowej klatki. Dowiadujemy się również, że temat powrotu poruszyło po kilkunastu latach „niepamięci" poznańskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, zatem nie władze (choć nie możemy z całą pewnością wykluczyć ich inspiracji). Czytając, odczuwamy entuzjazm Wasilewskiego wierzącego, że sprawa rychło zostanie pozytywnie załatwiona.

Dwa tygodnie później list Leona Stanisławskiego pt. „Wojtka znałem od niemowlęcia" wnosi kolejne szczegóły, ubarwione zdjęciami małego misia. Obok pojawia się dalekopis kierownika eksploatacji liniowej Polskiej Żeglugi Morskiej w Szczecinie, gdzie deklaruje on nieodpłatny transport niedźwiadka do Polski, o ile ów zostanie dostarczony do Liverpoolu w odpowiedniej klatce i wyposażony w żywność na drogę. Niżej informacja o składce prywatnej na bilet dla Wojtka. Kwotę 160 zł „Przekrój" przekaże na potrzeby Ogrodu Zoologicznego w Gdańsku-Oliwie, gdyż ten ostatecznie zgodził się przyjąć misia.

15 marca „Przekrój" publikuje nieco bałamutny list Zygmunta Kosińskiego z Wembley Park pt. „To ja kupiłem Wojtka". Trębacz w Kawaleryjskim Oddziale Rozpoznawczym twierdzi, że opiekował się misiem od kwietnia do października 1942 r. i najpierw nazywał go Hers – po persku „niedźwiedź". Z niewiadomych powodów redakcja nie umieściła przysłanego przezeń zdjęcia.

Trzy miesiące później pracownik oliwskiego zoo – Wiktor Kopaczewski – zamieszcza pesymistyczny artykuł „Dookoła Wojtek, czyli dlaczego go nie przywiozłem". Do repatriacji nie doszło, mimo dobrej woli dyrektora edynburskiego zoo, z powodu fatalnego stanu zdrowia i postępującej przedwcześnie starości niedoszłego repatrianta. Konieczność pozostawania Wojtka w klatce – przekonująco opisuje Kopaczewski – była spowodowana nieustannymi konfliktami weterana z innymi niedźwiedziami na wybiegu. Z drugiej strony napotkano opór kombatantów 22. Kompanii, którzy wciąż traktowali niedźwiedzia jako depozyt. Sam opiekun zwierzęcia – mjr Chełchowski – oświadczył wprost, że „reżimowy rząd warszawski" stara się ze wszystkich sił sprowadzić niedźwiedzia do Polski, a zatem on jako szczery emigrant nie może oddać tak cennego symbolu „komunistom". Na koniec autor chwali rzeczową postawę prasy angielskiej i dyrekcji zoo, uskarżając się jednocześnie na stanowisko pism emigracyjnych, które „starały się na każdym kroku podkreślać »reżimowy« charakter polskich ogrodów oraz »polityczny« aspekt całej sprawy i innych ludzi, którzy dlań »wybrali« wolność za prętami ciemnej klatki szkockiego zoo".

Rzecz jasna, w żadnej publikacji nie wspomniano słowem o generale Andersie, chociaż – grając z cenzurą – użyto kilku ogólników: „żołnierze Polscy na Zachodzie", „22 Kompania Zaopatrzeniowa", „tworząca się armia". Wymieniono także niektórych oficerów: z nazwiska bądź anonimowo. Wasilewski przemycił nawet słowa Wojtkowego dowódcy, w istocie aluzję do powojennej naiwnej wiary w nietrwałość komunistycznego systemu: „Oddajemy wam naszą maskotkę II Korpusu tylko na przechowanie, z prośbą o opiekę. Wojtek wróci później do Polski, do naszych ogrodów zoologicznych".

Jak widać, niedźwiedź Wojtek nie był wcale zapomnianym bohaterem. Komuniści (przynajmniej za wczesnego Gomułki i późnego Gierka) nie tylko nie zamierzali skazać go na niepamięć, lecz postanowili wręcz zawłaszczyć, natomiast różni autorzy świadomie bądź mimowolnie deprecjonowali rolę Wojtkowych towarzyszy broni.

Publikacji na ten temat w prasie PRL-owskiej istniało zapewne więcej. V. Szostak wzmiankuje o artykule „Oliwskie zoo przygarnie słynnego niedźwiedzia" w „Głosie Wybrzeża" z 2 marca 1959 r. Przypuszczalnie uważna kwerenda wychwyciłaby jakieś notatki odnośnie do zgonu misia w prasie przełomu lat 1963 i 1964. Choć pisane w określonych warunkach politycznych i cenzurowane – źródła te mają wartość wysoką, gdyż ich autorami są świadkowie, przeważnie dobrze znający różne aspekty sprawy.

Powrót po latach

W roku 2008 powstał film dokumentalny Marii Dłużewskiej „Piwko dla niedźwiedzia". Natomiast 22 listopada 2011 r. Program 2 TVP wyemitował fabularyzowany dokument polsko-brytyjski pt. „Wojtek, niedźwiedź, który poszedł na wojnę", niestety o godz. 22.50, co na pewno nie przyczyniło się do popularyzacji misia wśród najmłodszych.

Według mojej najlepszej wiedzy bohater stał się przedmiotem niezliczonych dyskusji na forach internetowych dopiero od roku 2007.

Zestawiając powyższe daty, dochodzimy do zaskakującego wniosku: postać Wojtka jest odkryciem, ale tylko dla młodszych generacji, słabo pamiętających czasy sprzed roku 1990. Albowiem pomiędzy rokiem 1989, gdy wydano zbiór Przymanowskiego, a 2007 r. powstała luka w przekazach. Dopiero pięć lat temu nastąpił istny renesans bohatera.

W czym upatrywać źródła tego odrodzenia? Współcześnie miś kanonier nie jest odbierany jako obiekt polityczno-ideologicznej rozgrywki, ponieważ historyczne konteksty lat 50. i 60. są już niemal nieczytelne dla dzisiejszych odbiorców słowa pisanego lub filmowego obrazu. Teraz jego historię odczytujemy raczej jako ciekawostkę tudzież ilustrację lansowanego obecnie partnerstwa w relacjach człowiek – zwierzę, czego wyrazem profile na Facebooku oraz na Naszej-klasie.

15 listopada 1947 roku, syryjski niedźwiedź brunatny Wojtek, który - adoptowany przez żołnierzy 22. Kompanii Zaopatrywania Artylerii w armii Andersa - przeszedł szlak bojowy z Iranu do Włoch, został przekazany do zoo w Edynburgu.

Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"

Pozostało 98% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej