Dokładnie 15 lat temu na warszawskim Ursynowie morderca podszedł do siedzącego w samochodzie gen. Marka Papały, byłego komendanta głównego policji, i z broni kaliber 7,62 mm strzelił mu w głowę. Kim był, czym się kierował, na czyje zlecenie działał?
Mimo upływu lat wciąż brak jasnej odpowiedzi na te pytania. Zmieniały się rządy, policyjne ekipy, szefowie prokuratur. Jednak sprawcy zuchwałej zbrodni z 25 czerwca 1998 r. wciąż są bezkarni.
W sprawie nadal jest wiele pytań i dwie wykluczające się wersje wydarzeń. Pierwsza, ustalona przez Prokuraturę Apelacyjną w Warszawie, mówi, że w mord są zamieszani dwaj gangsterzy i polonijny biznesmen. I druga, zaskakująca, ogłoszona dwa lata temu przez Prokuraturę Apelacyjną w Łodzi. Według niej motyw był prozaiczny, bo rabunkowy.
Dwaj gangsterzy
Prokuratorzy z Warszawy, którzy przez 12 lat prowadzili śledztwo, oskarżyli o współudział w zabójstwie byłego szefa policji dawnego bossa pruszkowskiej mafii Andrzeja Z., ps. Słowik, oraz Ryszarda Boguckiego. Za zlecenie zabójstwa ma też odpowiadać polonijny biznesmen Edward Mazur będący poza zasięgiem polskiego wymiaru sprawiedliwości (amerykański sąd nie zgodził się na jego ekstradycję, nowego wniosku nie ma).
W procesie, jaki toczy się od trzech lat przed warszawskim sądem, odpowiadają tylko Słowik i Bogucki. Słowik miał nakłaniać płatnego zabójcę Artura Zirajewskiego, ps. Iwan, do zabicia Papały za 40 tys. dolarów. Boguckiego oskarżono o stanie na czatach i dodatkowo o nakłanianie innego gangstera do zabójstwa generała za 30 tys. dolarów. Kto strzelał – nie wiadomo.