Do jednego z lubelskich komisariatów zgłosiła się mieszkanka tego miasta. – Ktoś postrzelił z wiatrówki moje psy – powiedziała kobieta.

Wcześniej była u weterynarze ze zwierzętami, bo psy zaczęły dziwnie piszczeć, miały też ślady krwi na sierści. Lekarz znalazł śruty w ciałach czworonogów. Usunął je i zatrzymał w lecznicy.

Kobieta powiedziała policji, że jej psy mógł postrzelić sąsiad. - Od dawna mu przeszkadzały – tłumaczyła właścicielka rannych zwierząt.

Policjanci pojechali do wskazanego przez nią sąsiada. Znaleźli tam wiatrówkę oraz pudełko z kilkunastoma śrutami. Mężczyzna został przewieziony na komisariat. Tam usłyszał zarzut znęcania się nad zwierzętami.

- Przyznał się do postrzelenia psów sąsiadki. Jak tłumaczył, olbrzymie czworonogi głośno ujadały przez siatkę ogrodzeniową na jego mniejszego psa, przez co ten czuł się zastraszany – opowiadają policjanci z Lublina. Mężczyzna dobrowolnie poddał się karze. Jej wysokości lubelska policja nie podaje.