Irena Lasota: Wyborcze fakty i akty

Jednym z kalectw polskich macherów od obserwowania głosowań jest to, że nie wiedzą lub nie rozumieją, iż wybory są najważniejszym procesem demokratycznym, a nie zawodami na wolnym ringu - pisze dyrektor Fundacji na rzecz Demokracji w Europie Wschodniej.

Aktualizacja: 26.11.2014 08:18 Publikacja: 26.11.2014 01:00

Irena Lasota: Wyborcze fakty i akty

Foto: Fotorzepa/Michał Walczak

Nie wystarczy mieć teorii na temat tego, co wydarzyło się w Polsce 16 listopada 2014 roku. Ekrany telewizyjne, łamy gazet i media społecznościowe pełne są teorii, tez, podejrzeń i oskarżeń. Proponowane są wyjścia z sytuacji, rozwiązania kompromisowe lub radykalne. Padają coraz ostrzejsze słowa, często obraźliwe, najczęściej rzucane przez tych, których przyjęło się od kilku lat nazywać mediami władzy.

Procedury do zakwestionowania

Im więcej jednak mamy teorii, tym mniej znamy fakty, których od początku zresztą było zdumiewająco niewiele. Wśród kilkudziesięciu osób, z którymi rozmawiałam o ostatnich wyborach, tylko jedna była członkiem komisji i obserwowała wyniki od początku do końca, trzy osoby oprócz oddania głosu spędziły trochę czasu w punkcie wyborczym na obserwacji, dwie osoby były wypytywane w ramach exit polls. Większość moich rozmówców to osoby aktywne lub rozbudzone politycznie i większość nie miała wątpliwości, kto, gdzie i co zrobił. Od wersji najłagodniejszej: PKW miała za mały budżet i musiała wziąć ofertę komputerową z przeceny, po najdrastyczniejszą – wszystko było zaplanowane, przeprowadzone wedle planu i było to masowe fałszowanie wyborów, może nie najważniejszych, ale będących próbą generalną przed ważnymi wyborami 2015 roku. Żadna z teorii nie była oparta na faktach.

Z chóru wyróżniał się (pozytywnie) Paweł Kowal, który tak jak ja (dlatego oczywiście mi się podobał) mówił, jak mało wiemy o przebiegu wyborów i ile procedur można by zakwestionować, poczynając od pierwszego kroku w dniu głosowania, czyli przywiezienia kart do punktów wyborczych. Kowal, tak jak ja, wielokrotnie uczestniczył w misjach obserwacyjnych podczas wyborów w krajach – w odróżnieniu od Polski – postkomunistycznych, zacofanych politycznie i dopiero pełzających w stronę demokracji. Słusznie zauważył więc, że wiele przypadków mających miejsce w dniu wyborów w Polsce wymagałoby od obserwatorów międzynarodowych zapisania ich jako naruszenia. A naruszenia są potem analizowane, sumowane i stanowią główną podstawę do stwierdzenia, czy wybory były prawidłowe czy nie.

OBWE, do którego mam wiele zastrzeżeń, lubi manewrować i oceniać wybory na przykład jako dwa kroki w przód, jeden w tył lub na odwrót, dwa w tył, jeden w przód. A to pokazuje raczej nastawienie krajów dominujących w OBWE do klienta niż prawdziwą ocenę przebiegu wyborów. Ale OBWE sprawnie zbiera raporty o naruszeniach i zawsze można do nich zajrzeć, by wyrobić sobie opinię.

Po wyborach 16 listopada SLD chyba pierwsze wspomniało o możliwości zwrócenia się o pomoc do obserwatorów OBWE (jest tam zawsze bardzo dużo Rosjan), a po tygodniu zaczęły rozlegać się głosy tych, którzy przypomnieli sobie, że Polska należy do Unii Europejskiej, a nawet do Rady Europy, która ma tak zwaną komisję wenecką czuwającą między innymi nad prawidłowym przebiegiem wyborów w krajach członkowskich.  Z niezrozumiałego dla mnie powodu wzmianki o Unii Europejskiej, a zwłaszcza o OBWE, wywołały nadpobudliwe ataki polityków i komentatorów, w czym celowała agresywna, niemłoda już blondynka w Radiu Zet i w TVN 24. „Donoszenie" do UE lub OBWE zostało potraktowane jako objaw zdrady narodowej swoim obrzydlistwem dorównującej co najmniej poinformowaniu Amerykanów przez pułkownika Kuklińskiego, że nieboszczyk Jaruzelski przygotowywał stan wojenny.

Dlaczego członkowie komisji nie umieli spisać protokołów? Dlaczego nie robili kopii?

Paradoksem jest to, że Polska, a właściwie Polacy za pieniądze państwa polskiego (a zatem polskich podatników) jeżdżą od lat uczyć Aborygenów, jak głosować, jak mobilizować wyborców, jak pilnować urn wyborczych i jak podliczać głosy. W większości wypadków jest to klasyczny przykład ślepca wiodącego kulawego, ale zdarza się, że ślepy kuternoga z Polski prowadzi na wybory zdrowego wyborcę, który lepiej od niego wie, o co chodzi.

Jednym z kalectw polskich macherów od obserwowania głosowań jest to, że nie wiedzą lub nie rozumieją, iż wybory są najważniejszym procesem demokratycznym, a nie zawodami na wolnym ringu.

Mogliby zostać w domu

W 2012 roku byliśmy z grupą około 100 osób z dziesięciu krajów (w tym z Polski) w Gruzji. Naszym zadaniem była pomoc w przeprowadzeniu uczciwych wyborów. Na ulicach Tbilisi spotykaliśmy wesołych Polaków, którzy mówili, że przyjechali  „bronić prezydenta Saakaszwilego", dorabiając do tego całą ideologię.

Czytałam niektóre raporty tych obserwatorów. Jeśli o mnie chodzi, równie dobrze mogli zostać w domu. Po dobrym śniadanku wsiadali do SUV-a i objeżdżali kilka punktów wyborczych, pytając, czy wszystko w porządku. Wszystko było w jak najlepszym  porządku.

Nasi obserwatorzy wstawali o świcie, by być w punkcie wyborczym przed rozpakowaniem biuletynów i otworzeniem urn. Zazwyczaj było ich dwoje plus tłumacz. Mieli telefony, aparaty fotograficzne, wodę, kanapki, latarkę i wiedzieli, że przyjedziemy po nich już po zmierzchu, po przeliczeniu głosów i podpisaniu protokołów. Zofia i Zbigniew Romaszewscy na przykład spędzili kilkanaście godzin w maleńkim punkcie wyborczym i zawsze jedno z nich było, ku konsternacji innych członków komisji, obecne, stawiając kreskę dla każdego głosującego. Ilość nieważnych biuletynów była tu minimalna, choć miasteczko było w większości azerskie, nie gruzińskie, liczenie odbywało się komisyjnie i już po  kilku godzinach na drzwiach wisiała jedna kopia protokołu, druga została odwieziona do rejonowej komisji, a pozostałe zabrali członkowie komisji, zanosząc je do miejscowego komitetu swojej partii.

Dlaczego druga tura ma być lepsza

Dlaczego coś podobnego nie mogło odbyć się w Polsce? Dlaczego członkowie komisji nie umieli spisać protokołów? Dlaczego nie robili kopii, by następnego dnia móc ogłosić wyniki u siebie? Czytałam, że komisje obwodowe wielokrotnie odsyłały protokoły do okręgów, bo nie zostały one właściwie wypełnione czy podpisane. A co dalej się z nimi działo? I gdzie były partie opozycyjne?

W Azerbejdżanie w 2003 roku opozycyjna partia Musawat, mając już doświadczenie z fałszowaniem przez władze wyborów, wydała rozkaz: każdy członek komisji, pod karą wyrzucenia z partii, musi przynieść do sztabu ugrupowania kopię protokołu. Władza i na to była przygotowana. W chwili zakończenia wyborów do niektórych komisji wchodziła milicja i zabierała urny. Jeden z członków Musawatu nie chciał jej oddać, więc wyrzucono go – wraz z urną – z drugiego piętra. Złamał nogę oraz rękę i urnę w końcu puścił. W innych punktach policja wyrzucała opozycyjnych członków komisji, a sztaby partii Musawat otoczone były wojskiem i milicją, by nie mogli do nich wejść posłańcy z protokołami. Mimo to udało się uratować 20 proc. protokołów i z nich obliczać prawdziwy wynik wyborów.

Ile protokołów ma dziś PiS? Kto może podliczyć głosy, oddane w komisjach, w których zgadzały się liczba kart, liczba głosujących i liczba członków komisji, a na dodatek urny czy karty do głosowania były cały czas pod czujnym okiem komisji? Czy można było żądać ponownego podliczenia głosów, choćby w wątpliwych okręgach? I na koniec – co się zmieniło, by zakładać, że druga turów będzie znacznie lepsza od pierwszej?

Autorka jest dyrektorem amerykańskiego Instytutu na rzecz Demokracji w Europie Wschodniej

Nie wystarczy mieć teorii na temat tego, co wydarzyło się w Polsce 16 listopada 2014 roku. Ekrany telewizyjne, łamy gazet i media społecznościowe pełne są teorii, tez, podejrzeń i oskarżeń. Proponowane są wyjścia z sytuacji, rozwiązania kompromisowe lub radykalne. Padają coraz ostrzejsze słowa, często obraźliwe, najczęściej rzucane przez tych, których przyjęło się od kilku lat nazywać mediami władzy.

Procedury do zakwestionowania

Pozostało 94% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo