"Wiele Czcigodny Panie Pośle! Z uwagą przeczytałem Pana wynurzenia, w których obciąża Pan mnie odpowiedzialnością za tzw. aferę madrycką. Chciałbym w związku z tym wyjaśnić Panu parę rzeczy" - pisze na swoim Facebooku do Adama Hofmana Roman Giertych.
"To nie ja zrobiłem Panu i Pańskiej szanownej kompanii zdjęcia w samolocie podczas awantury z załogą, nie ja namówiłem stewardesy aby Wam brutalnie odbierały wniesiony na pokład samolotu alkohol, nie ja podżegałem do szarpania się w obronie tego alkoholu, nie ja poinformowałem "Fakt" o tych wydarzeniach (mam z "Faktem" kilkanaście spraw sądowych), nie ja również piłem z Panem na placach Madrytu i nie namawiałem Pana, aby Pan całował świętą hiszpańską ziemię u stóp pana towarzyszki" - wymienia powtarzane w mediach wydarzenia z podróży posłów Hofmana, Adama Rogackiego i Mariusza Kamińskiego do Madrytu, na posiedzenie jednej z komisji Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy.
"Nie ja zrobiłem Panu film z tych rozkosznych igraszek, który uwiecznił Pana szacunek dla naszych hiszpańskich przyjaciół, nie ja go również opublikowałem, nie ja Pana przebierałem w stroje kąpielowe przed wejściem do Rady Europy, nie ja wystosowałem list od administracji Rady Europy, w którym (pewnie oszczerczo) zarzucano Panu, że Pan w pracach Rady Europy właściwie nie uczestniczył, wreszcie nie namawiałem Pana do rozliczeń jazdy samochodem w sytuacji gdy latał Pan samolotem" - kpiące pisze dalej Giertych.
Jak ironicznie zauważa, jego "jedyną winą jest to, że podobnie jak większość społeczeństwa nie wierzy w dar bilokacji Hofmana. "Stąd wydaje mi się, że jeżeli ktoś twierdzi że jest w Madrycie, czy Londynie, a tymczasem jest w Polsce to mija się z prawdą. Jedyną moją radą, którą udzielałem Panu publicznie jest pójście do dobrego adwokata. Tę radę z życzliwością Panu nadal powtarzam" - kończy adwokat m.in. Radosława Sikorskiego czy Michała Tuska.
W post scriptum swojego wpisu Giertych podkreśla też, że jego zawód nie wymaga apolityczności i dlatego mam prawo do wyrażania opinii politycznych. "I z prawa tego będę korzystał. Natomiast różnica między nami jest taka, że Pan żyje z moich podatków i stąd mam prawo oceniać jak Pan je wydaje, a ja nie biorę od Państwa nawet grosza" - zaznaczył na koniec były polityk LPR.