Korwin-Mikke zaproponował Kukizowi, że wycofa się z wyborów i przekaże mu poparcie, jeśli eurosceptyczny UKIP, który miał w sondażach kilkanaście procent poparcia, zdobędzie przynajmniej 20 mandatów (gdyby zastosować ordynację, która jest w Polsce miałby ok. 90 miejsc). Stało się to powodem konfliktu obu kandydatów, którzy wcześniej byli w sojuszu.
W efekcie brytyjskich wyborów dymisję złożył m.in. lider populistycznej i anty-europejskiej Partii Niepodległościowej Zjednoczonego Królestwa (UKIP), Nigel Farage. Zrobił tak, bo sam nie zdobył mandatu. UKIP uzyskała w tych wyborach 13 proc. głosów wobec 3 proc. pięć lat temu. Według sondaży exit poll partia zdobyła tylko dwa mandaty.
- Stała się dla mnie rzecz straszna osobiście, bo nawet Farage nie wszedł. Założenie Pawła Kukiza, że osoby wybitne przebiją się w tej ordynacji też okazało się błędne - komentuje w rozmowie z nami Korwin-Mikke.
Dodaje, że wciąż chce współpracować z Kukizem. - Obowiązuje nasze porozumienie i trzeba będzie poszukać innego wytrycha, by zmienić system - przekonuje.
Jednak Patryk Hałaczkiewicz, który kieruje sztabem kandydata, mówi nam, że Kukiz poglądów na temat JOW nie zmienił. - Te wybory pokazały, że wystarczy jedna noc i są wyniki, których nikt nikt nie kwestionuje. UKIP nie wszedł, ale osiągnął swój główny cel. Wygrani konserwatyści przejęli jego postulat, by nie stracić zwolenników i zorganizują referendum w sprawie wyjścia z Unii Europejskiej. Nie liczy się władza, ale realizowanie postulatów - zauważa Hałaczkiewicz.