Gdy w 2001 r. SLD z ponad 40-proc. wynikiem wygrywał wybory parlamentarne, Leszek Miller był w euforii. Wówczas nawet w najczarniejszych snach nie mógł przypuszczać, że po niecałych 15 latach od tego sukcesu będzie drżał przed groźbą nieprzekroczenia progu wyborczego.
Nie wypaść za burtę
A tak właśnie było jeszcze kilka miesięcy temu, gdy podzielone i osłabione wewnętrznymi konfliktami SLD notowało w kolejnych sondażach wyniki poniżej 5 proc. Jedyną szansą na obecność lewicy w przyszłym Sejmie było porozumienie SLD i Twojego Ruchu.
Cel sojuszu był jasny – przekroczenie progu wyborczego. W jego osiągnięcie nie wszyscy, nawet w koalicji, wierzyli. – Były obawy, czy zjednoczenie da wystarczającą premię do przeskoczenia podwyższonego progu. Zwłaszcza że wyniki SLD i Twojego Ruchu nie dawały w sumie nawet 5 proc. – przyznaje jeden z polityków lewicy.
Pierwsze notowania po zawarciu koalicji dawały jednak lewicy 7, czasem 8 proc. poparcia i rozbudziły nadzieje sojuszników. Dalszy wzrost miały zapewnić regionalne spotkania, na których kilku liderów ogłaszałoby kolejne komunikaty programowe i postulaty lewicy.
– To było ważne, ale nie wzbudzało takiego zainteresowania, na jakim nam zależało – mówi jeden ze sztabowców. Rzeczywiście, lewica w serwisach informacyjnych była niewidoczna, co przekładało się na sondażowy marazm. By ratować sytuację, lewica zmieniła ówczesnych szefów sztabu Włodzimierza Czarzastego i Karola Jene na Dariusza Jońskiego i Michała Kabacińskiego.