Zaczęło się: steny harcerzy kładą gestapowców, przechodnie uciekają, ktoś krzyczy. – Jest! „Rudy” jest nasz! – zza więźniarki dobiega radosny głos… Trwającą kwadrans akcję odbicia Janka Bytnara „Rudego”, jak rozpoczął, tak kończy gwizdek harcmistrza Stanisława Broniewskiego, ps. Orsza. Wczoraj obchodziliśmy 100. rocznicę urodzin legendarnego dowódcy „Akcji pod Arsenałem”, dziś – 15. rocznicę jego śmierci.
Ojczyzna była dla niego wartością nadrzędną. Pięć dni przed wybuchem II wojny światowej Broniewski przerwał pracę nad doktoratem z ekonomii (studiował na uniwersytecie w Poznaniu) i stawił się na alarmowej zbiórce warszawskiej chorągwi harcerzy w parku Agrykola. Od maja 1943 roku pełnił funkcję naczelnika Szarych Szeregów. Objął ją po aresztowaniu przez gestapo Floriana Marciniaka, pierwszego naczelnika Szarych Szeregów i męża swojej siostry, Zofii.
Dowodzone przez „Orszę” Szare Szeregi przeprowadziły wiele akcji dywersyjnych. Najbardziej spektakularną z nich był udany zamach na Franza Kutscherę, dowódcę SS i policji dystryktu warszawskiego. Z nazistowskim zbrodniarzem rozprawili się harcerze z Batalionu „Parasol”.
Harcerstwo było dla Stanisława Broniewskiego całym życiem. Jako dowódca często wykorzystywał talent oratorski. Swoimi gawędami podnosił druhów na duchu, rozpalał serca i umysły. Po zakończeniu wojny miał żal do Leona Marszałka, którego wyznaczył na swego następcę („Orsza” po Powstaniu Warszawskim trafił do obozu koncentracyjnego Bergen-Belsen), ponieważ ten porzucił harcerstwo na rzecz pracy zawodowej.
Gdy w Polsce nastała sowiecka okupacja, harcmistrz przebywał w Niemczech, a następnie w Londynie. Na emigracji długo jednak nie wytrzymał. Po latach, w autobiograficznej książce „To nie takie proste. Moje życie”, napisał: „Przecież byłem naczelnikiem Szarych Szeregów. Następcą Floriana. On zginął i wszystko, co robię, jest i będzie przedłużeniem jego służby”.