Pielęgniarki już nie tylko ze szpitala w Międzylesiu, ale z całej Polski apelują do rządu o poprawę warunków pracy. Co więcej, zapowiadają liczne pikiety w Warszawie. Dziewięć lat temu pielęgniarki wraz z położnymi zbudowały przed Kancelarią Premiera Jarosława Kaczyńskiego tzw. białe miasteczko, by rząd zechciał z nimi rozmawiać. Czy scenariusz się powtórzy?
Wtorek, 15. dzień strajku pielęgniarek w Centrum Zdrowia Dziecka miał być decydujący. Jednak nie przyniósł rozstrzygnięcia. Pat w Centrum Zdrowia Dziecka trwa kolejny dzień. Po jednej stronie barykady stoją zdeterminowane pielęgniarki, które postanowiły po wielu latach traktowania ich jak personel drugiej kategorii zawalczyć o swoje. Po drugiej stronie widzimy dyrekcję Centrum, które w związku z olbrzymimi długami, narastającymi latami, stanęło nad finansową przepaścią.
W rozmowy zaangażowany jest jeszcze rząd, a ściślej Ministerstwo Zdrowia kierowane przez Konstantego Radziwiłła, który z dużym oporem dopiero po siedmiu dniach przystąpił do rozmów z pielęgniarkami. Minister swoimi krytycznymi wypowiedziami na temat postawy sióstr, którym zarzucił, że zależy im wyłącznie na kasie zrobił jednak więcej złego niż dobrego. Ustawił bowiem siebie i chyba także cały rząd po jednej stronie sporu. Przynajmniej tak odebrały to strajkujące pielęgniarki, które nie widzą sensu dalszych rozmów z wysłannikami resortu.
Chcą za to spotkania z premier Beatą Szydło, do której wystosowały apel o osobiste zaangażowanie się w rozmowy. Ponadto Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych apeluje do rządu o pilną poprawę warunków pracy pielęgniarek w całym kraju, podkreślając, że zwlekanie z tym grozi odejściem sióstr od łóżek pacjentów. I to nie z powodu strajku, ale z powodów demograficznych. Według wyliczeń rady, już wkrótce jedna trzecia obecnie pracujących pielęgniarek odejdzie na emeryturę, a pozostałe zmienią zawód lub wyjadą z kraju, bo nie podołają nadmiarowi obowiązków.
Szefowa rządu na razie nie zamierza jednak rozmawiać z pielęgniarkami. Tak przynajmniej doradzają jej najbliżsi współpracownicy. – Gdyby premier chciała osobiście w każdej sprawie się spotykać, to zabrakłoby doby. Po to są ministrowie, by problemy rozwiązywać – mówi szefowa gabinetu premier Elżbieta Witek. I można by zgodzić się z tą opinią, gdyby nie to, że minister zdrowia przez dwa tygodnie nie był w stanie sporu w Centrum Zdrowia Dziecka rozwiązać.