– Jako żołnierze nie mamy z nimi żadnego kontaktu. Ale może jest jakaś koordynacja między nimi a naszą radą wojskową – mówi dziennikarzom jeden z syryjskich żołnierzy na posterunku przed cywilnym lotniskiem obok rosyjskiej bazy lotniczej w Hmejmim.
Lotnisko i baza dzielą wspólne pasy startowe. Żadne cywilne samoloty nie odlatują, za to lądują i startują rosyjskie ogromne transportowce. Ponad wszystkim bez przerwy unosi się rosyjski helikopter Ka-52. „Cała ta sceneria przypomina mi lotnisko w Kabulu w czasie odwrotu sowieckiej armii w 1988 r. Helikoptery osłaniają samoloty transportowe przed pociskami z ręcznych wyrzutni przeciwlotniczych” – pisze w internecie jeden z amerykańskich weteranów.
Rosjanie wyjeżdżają do domu czy do Afryki
Mimo wszystko nie wiadomo, czy Rosjanie opuszczają tę bazę, jak i morską w Tartus. Na pewno przybywają tam wojskowe konwoje liczące po kilkadziesiąt pojazdów (a jeden miał nawet 150) z głębi Syrii, zwożąc rosyjskich żołnierzy z oddalonych posterunków. Robią to dość demonstracyjnie, nie ukrywając się: w ciągu dnia, głównymi drogami.
Po opuszczeniu przez nich bazy w Ajn al-Arab na pograniczu z Turcją pojawiły się tam podobno amerykańskie patrole z pobliskich terenów utrzymywanych przez Kurdów. Zniknęły też rosyjskie posterunki z pasma górskiego oddzielającego nadmorskie prowincje od reszty kraju.
Czytaj więcej
Rosja wycofuje swoje wojska z północnej Syrii, ale nie opuszcza dwóch głównych baz po upadku Basz...