- Szumowiny, po prostu bydło! Zamiast jednoczyć się do walki z wrogiem, cieszycie się! No dobrze, zrzucą bombę na dom (żony rzecznika Kremla) Tatiany Nawki czy zięcia (ministra obrony) Siergieja Szojgu. Lepiej wam będzie od tego!? – z kolei pieklił się w środę rano czołowy kremlowski propagandysta Władimir Sołowjow.
Większość ukraińskich dronów bowiem została zestrzelona tuż na zachód od miasta, w drodze do „szosy miliarderów” – Szosy Rublowskiej. W tym rejonie swoje rezydencje ma cała rosyjska elita polityczna i finansowa. Jedna z maszyn została trafiona w pobliżu wioski Rozdory, gdzie stoi pałac szefa Gazpromu, Aleksieja Millera. Inne leciały w kierunku domów bankierów, braci Rotenbergów, najbliższych przyjaciół prezydenta Putina.
Zupełnie realna jest perspektywa, że obudzicie się rankiem od tego, że w wasze okno wleciało urządzonko z kilkoma kilogramami ładunku wybuchowego
Moskowskij Komsomolec
Ale Sołowjowa wystraszyło przede wszystkim to, że zestrzelone drony oddzielały tylko 3 kilometrów łąki i rzeczka od rezydencji jego własnej rodziny.
Znaczna część Rosjan jest jednak przekonana, że drony leciały w stronę znajdującej się w pobliżu ulubionej, podmoskiewskiej rezydencji Władimira Putina Nowo-Ogariowo. Wyjaśnienia tego faktu są niekiedy bardziej niż egzotyczne. „Mam brata wojskowego, który powiedział mi że te świnie skierowały drony na rezydencję Władimira Władimirowicza. (Trafiony) dron rozkręcili, a tam wszyty był program rozpoznawania ludzi podobnych do Putina i od razu zrzucał bombę. Rozumiecie? „Chochły” (rosyjska pogardliwa nazwa Ukraińców - red.) wysłały na Moskwę drony, które szukały po prostu łysiny na głowie podobnej do tej u Putina. Takich technologii Ukraina nie ma. To Zachód” – pisał jeden z przejętych mieszkańców Moskwy.
- Nie bombardujcie, a nie będziecie bombardowani – podsumował biblijnie słynny duchowny prawosławnej cerkwi Andriej Kurajew. Ale jego w zeszłym tygodniu patriarcha Cyryl pozbawił święceń – właśnie za sprzeciw wobec wojny i polityki Moskiewskiego Patriarchatu.