Nikt jednak z Rosjan nie wymawia magicznych słów „ukraińscy partyzanci”. – Jak zwykle udają, że nic się nie dzieje – mówił jeszcze trzy miesiące temu jeden z oficerów Ukraińskiego Centrum Oporu o poprzedniej dywersji. Wtedy rozkręcono szyny na linii do Sewastopola, a rosyjskie władze twierdziły, że to sprawka miejscowych „złomiarzy”.
Ale 9 maja na najbardziej znanym szczycie półwyspu, górze Aj-Petri, wywieszono ukraińską flagę. Wcześniej, 24 lutego, w rocznicę rosyjskiego ataku na Ukrainę takie flagi pojawiły się w samym Sewastopolu. Miasto jest wydzieloną jednostką administracyjną, ściśle związaną z rosyjską bazą wojenną i wejście na jego teren jest kontrolowane. Tego rodzaju akcji na pewno nie dokonali „złomiarze”.
Jednak prowadzenie działań partyzanckich na Krymie jest bardzo utrudnione ze względu na panujący tam reżim policyjny oraz nasycenie terenu rosyjskimi wojskami. Niezależni eksperci ukraińscy podliczyli, że na półwyspie jest 223 miejsc stacjonowania różnych jednostek rosyjskiej armii.
Mimo to dość często atakowana jest linia kolejowa z Sewastopola do Symferopola. Każdorazowo taka dywersja bowiem przerywa lądowe dostawy do bazy Floty Czarnomorskiej. Połączenie kolejowe nie łączy jej bezpośrednio z Rosją, lecz przechodzi przez Most Krymski najpierw do Dżankoja (na północy półwyspu), a tam dzieli się na dwie drogi. Na północ, w kierunku okupowanej Chersońszczyzny, i na południe do Sewastopola.
Z tego też powodu często jest atakowany Dżankoj (i pobliskie lotniska), zarówno przez ukraińskie drony czy rakiety, jak i grupy dywersyjne oraz partyzantów. Na półwysep docierają grupy z ukraińskich oddziałów specjalnych, jednak jak się wydaje - mimo warunków panujących na półwyspie - większość najbardziej dokuczliwych dla okupanta aktów dywersji dokonują miejscowi.
Mimo kolejnych fal represji mieszkający na półwyspie Tatarzy Krymscy nadal sprzeciwiają się rosyjskim rządom. Już w obecnym roku informowano o utworzeniu krymskiego ruchu oporu Atesz, w którym również uczestniczą.