Z żelaznym prętem do ukraińskich dzieci

Rosyjskie władze okupacyjne cały czas deportują ukraińskie dzieci w głąb Rosji. Mimo że właśnie za ten proceder wydano nakaz aresztowania prezydenta Putina.

Publikacja: 30.03.2023 03:00

Z żelaznym prętem do ukraińskich dzieci

Foto: Adobe stock

– W pokoju jednej z dziewczynek znaleźli ukraińską flagę. Astachow, taki najważniejszy od bezpieczeństwa, spalił ją. Chodźcie, mówił, będziecie patrzeć, jak się pali wasz kraj – wspomina 16-letni Witalij.

Jemu samemu udało się wrócić do Ukrainy w grupie 17 dzieci z obwodów chersońskiego i charkowskiego, którą Rosjanie zgodzili się wypuścić. Większość z nich przeszła „kursy reedukacji” w sanatoriach i obozach młodzieżowych na Krymie.

Czytaj więcej

Wicepremier Ukrainy do Rosjan: Nie adoptujcie dzieci, które są nam kradzione

– Kiedy przywieźliśmy je do obwodu moskiewskiego, żeby trochę doszły do siebie, zaczęły się różne historie – negatywnie mówiły o prezydencie Putinie, śpiewały hymn Ukrainy, wołały „Sława Ukrainie” i inne takie – opisywała trudy „reedukacji” rosyjska rzeczniczka praw dziecka Maria Lwowa-Biełowa. Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze również na nią wypisał nakaz aresztowania – wraz z Władimirem Putinem.

Mimo roku wojny nikt nie jest w stanie powiedzieć, ile dzieci Rosjanie deportowali z Ukrainy. Władze w Kijowie założyły specjalną stronę internetową, na której można zgłaszać zaginięcie dziecka. Obecnie poszukiwanych jest ich ponad 19,5 tys., choć jeszcze w zeszłym tygodniu było 16 tys. Najprawdopodobniej proceder deportacji trwa cały czas. Jedynie 327 dzieci wróciło.

– Po powrocie każdego dziecka dowiadujemy się (od niego) o innych, o których nie wiedzieliśmy – mówi ukraińska rzeczniczka praw dzieci Daria Herasymczuk.

Czytaj więcej

Jak Rosjanie uprowadzają ukraińskie dzieci. Pięć scenariuszy

Sami autorzy strony zastrzegają, że w sumie z Ukrainy do Rosji mogło wyjechać ponad 740 tys. dzieci. Ale prawdopodobnie większość opuściła kraj wraz z rodzicami i mieszkają teraz w Rosji. Władze w Moskwie kilkakrotnie informowały, że z rejonów walk przyjechało ok. 4,5 mln ukraińskich uchodźców, w tym rodziny z dziećmi. Ale tego też obecnie nikt nie jest w stanie sprawdzić.

Deportowane dzieci to albo sieroty, albo rozłączone z rodzicami. Dziennikarze śledczy BBC podzielili je na trzy grupy. Pierwszą byli mieszkańcy sierocińców i domów opieki. Ich wywózka zaczęła się jeszcze przed rozpoczęciem inwazji, gdy deportowano mieszkańców sierocińców w okupowanym obwodzie ługańskim.

Później rosyjskie wojska cofające się z obwodów kijowskiego, czernichowskiego, charkowskiego czy chersońskiego – oprócz pralek i lodówek – zabierały dzieci z sierocińców. Organizatorem tej „ewakuacji” była właśnie Maria Lwowa-Biełowa. Jej biuro podawało, że wywieziono do 2,5 tys. sierot, ale dane te są równie wiarygodne jak wszelkie inne podawane przez Rosję.

Drugą grupę stanowiły dzieci, które latem ubiegłego roku zostały wysłane w większości przez rodziców (ale pod naciskiem władz okupacyjnych) z obwodów charkowskiego i chersońskiego na Krym i do południowej Rosji – jak najdalej od frontu. Po ucieczce Rosjan z tych obwodów zostały odcięte od rodziców, a rosyjskie władze żądają, by ci stawiali się osobiście po ich odbiór.

Do trzeciej grupy zaliczono dzieci, które w trakcie walk straciły kontakt z rodzicami czy opiekunami, którzy mogli zginąć. Znajdowano je w piwnicach Mariupola czy Bierdiańska. Innych rozłączono z rodzicami w tzw. obozach filtracyjnych: dzieci wywieziono w głąb Rosji, nie wiadomo, co się stało z dorosłymi.

– Działania Rosji (w stosunku do wszystkich deportowanych dzieci) nie wyglądają na przymusową, wojenną, tymczasową ewakuację. Nie odpowiada temu praktyka rozdzielania dzieci między rodziny zastępcze i wydawania im rosyjskich dokumentów – mówi jeden z ekspertów.

Wygląda to na masowe uprowadzenia. Dzieci jednak stawiają opór i nie chcą być Rosjanami. – Ukraina to terroryści. Oni zabijają ludzi, dzieci. Wy nie jesteście potrzebni Ukrainie – opisywał przemowy wychowawców 16-letni Witalij. On sam należał do grupy dzieci, które rodzice wysłali na Krym. – Brali pałki i bili, jak byłeś za Ukrainą. Trzeba było mówić, że jesteś za Rosją – opowiadał o pobycie w obozie wypoczynkowym.

Wśród osób, które zajmowały się taką reedukacją, Witalij rozpoznał Walerija Astachowa. Służył w krymskim Berkucie (oddziale specjalnym ukraińskiej policji). Pod koniec 2013 roku jego jednostkę wysłano do Kijowa, by tłumiła manifestacje. Krymski Berkut zapisał się w pamięci uczestników wyjątkowo bestialsko. Potem policjant wstąpił do tzw. samoobrony Krymu, która wspierała rosyjskie wojska okupacyjne. Później walczył przeciw ukraińskiej armii w Donbasie.

Teraz Astachow objeżdża sanatoria i letnie obozy na Krymie, nadzorując wychowywanie młodych Ukraińców na obywateli Rosji, bijąc je metalowym prętem. – Gdy dzieci przyjechały do obozu, Astachow zaprowadził je do piwnicy. Pokazał metalowy pręt i zapowiedział, że wszyscy, którzy będą się źle zachowywali, popierali Ukrainę albo będą bici prętem, albo będą siedzieć w piwnicy – opowiadała ukraińska dziennikarka Tatiana Popowa, która pomogła zidentyfikować Astachowa.

– W pokoju jednej z dziewczynek znaleźli ukraińską flagę. Astachow, taki najważniejszy od bezpieczeństwa, spalił ją. Chodźcie, mówił, będziecie patrzeć, jak się pali wasz kraj – wspomina 16-letni Witalij.

Jemu samemu udało się wrócić do Ukrainy w grupie 17 dzieci z obwodów chersońskiego i charkowskiego, którą Rosjanie zgodzili się wypuścić. Większość z nich przeszła „kursy reedukacji” w sanatoriach i obozach młodzieżowych na Krymie.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konflikty zbrojne
Gen. Waldemar Skrzypczak: Rosjanie niszczyli leopardy, tak samo niszczą i będą niszczyć czołgi Abrams
Konflikty zbrojne
Jest nowy pakiet pomocy wojskowej USA dla Ukrainy. 6 mld dolarów, w tym rakiety Patriot
Konflikty zbrojne
Kolejna zmiana w wojsku Ukrainy. Zełenski odwołał dowódcę
Konflikty zbrojne
Ukraina zniszczyła na lotnisku pod Moskwą rosyjski śmigłowiec
Konflikty zbrojne
Rosyjscy recydywiści wracają z wojny i zabijają