Czytaj więcej
24 lutego rozpoczęła się pełnowymiarowa inwazja Rosji na Ukrainę. Prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski, dziękuje mieszkańcom Krymu za informacje dostarczane ukraińskiemu wywiadowi.
Gdy po południu duży konwój samochodów Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej dotarł wbrew wszystkim przeszkodom do największej w Europie siłowni jądrowej, na obrzeżach miasteczka Enerhodar, gdzie mieszkają jej pracownicy, słychać było jeszcze strzelaninę i eksplozje. Nie wiadomo jednak, kto, do kogo i dlaczego strzelał.
Sytuacja była na tyle poważna, że szef Międzynarodowego Czerwonego Krzyża Robert Mardini przestrzegł, że „niewiele będziemy mogli pomóc, jeśli dojdzie do poważnej awarii”.
Znikający desant
Rosyjskie dowództwo i kolaboracyjne władze najpierw twierdziły, że to ukraińska armia ostrzelała elektrownię. Później, że Ukraińcy próbowali dokonać desantu poprzez rozległy Zbiornik Kachowski. Jego drugi, północy brzeg odległy jest od elektrowni o około 10 kilometrów i pozostaje ukraiński. Tylko że nikt – poza rosyjskimi generałami – nie widział desantu. – Schowali się w ogródkach działkowych – tłumaczył przedstawiciel miejscowej, kolaboracyjnej administracji Władimir Rogow.
Czytaj więcej
Inspektorzy z MAEA nie mogą dotrzeć do Zaporoskiej Elektrowni Atomowej z powodu rosyjskiego ostrzału trasy przejazdu - poinformował na Telegramie mer Enerhodaru Dmytro Orłow.
– Ostrzeliwują drogę, którą wcześniej uzgodniono jako trasę podróży inspektorów – mówił z kolei szef ukraińskiej administracji Zaporoża Ołeksandr Staruh o działaniach Rosjan, którzy do końca próbowali uniemożliwić MAEA inspekcję elektrowni. – Zaszliśmy zbyt daleko, by się zatrzymać – oświadczył przewodzący delegacji i jednocześnie szef agencji Argentyńczyk Rafael Grossi. Dzięki jego uporowi, nie zważając na ostrzał inspektorzy dojechali do elektrowni 1 września.
Po czwartkowych ostrzałach wyłączono w niej jednak jeden z bloków, z którego prąd cały czas płynął na Ukrainę. Ukraiński wywiad twierdzi, że strzelały rosyjskie helikoptery szturmowe Ka-52.
Między wierszami
– Komisja spróbuje ocenić, czy urządzenia elektrowni działają normalnie i czy są tu jakieś problemy. Chcą też sprawdzić, w jakich warunkach pracuje obsługa elektrowni i jakie jest jej stan fizyczny oraz moralny. (…) Porozmawiają z personelem, który miesiące już pracuje w warunkach silnego stresu i sprawdzą, czy potrzebna jest im pomoc – wyjaśniał były główny inspektor MAEA Olli Heinonen.
– Biorąc pod uwagę, że elektrownia jest okupowana przez Rosjan, Ukraińcy na pewno nie będą mówili tak otwarcie, jakby chcieli, z powodu ryzyka dla bezpieczeństwa swojego i swoich rodzin. Trzeba będzie czytać między wierszami – dodał. Kilkakrotnie już Rosjanie porywali pracowników elektrowni i torturowali ich.
Powtarzające się cały czas ostrzały terenu elektrowni i sąsiedniego miasteczka Enerhodar stanowiły groźbę jej poważnego uszkodzenia
Już po przyjeździe Grossi zapowiedział, że inspektorzy zostaną w Enerhodarze kilka dni. – Jeśli uda się zorganizować tam stałą naszą obecność – a właściwie odtworzyć ją – to będziemy dłużej – dodał. Ale to będzie zależało od rosyjskiego dowództwa okupacyjnego, które chciałoby jak najszybciej pozbyć się międzynarodowych inspektorów i zrobi wszystko, by uniemożliwić im stałą obecność w elektrowni. Na razie jako gospodarze siłowni wystąpili przedstawiciele rosyjskiej agencji atomowej Rosatom, mimo że sama MAEA uważa zaporoską elektrownię nadal za ukraińską.
Powtarzające się cały czas ostrzały jej terenu i sąsiedniego miasteczka Enerhodar stanowiły groźbę jej poważnego uszkodzenia. Rosyjscy propagandyści telewizyjni pokazywali nawet mapy, z których wynikało, że w przypadku eksplozji chmura skażeń będzie posuwała się w górę Dniepru do Kijowa, a stamtąd skręci nad zachodnią Białoruś, Litwę i Polskę.
– Elektrownia wykorzystywana jest jako instrument nacisku i zastraszania nie tylko Ukrainy, ale całego cywilizowanego świata – podsumował były szef ukraińskiej inspekcji atomowej Hryhorij Płaczkow.
Uciekając z pogrzebu
Nie czekając na przyjazd inspektorów MAEA do elektrowni, z Moskwy wyjechał prezydent Władimir Putin, główny beneficjent tego szantażu. Pierwszy dzień roku szkolnego postanowił spędzić w Kaliningradzie, co również dość małodusznie pozwoliło mu uniknąć udziału w pogrzebie Michaiła Gorbaczowa. Kreml odmówił bowiem jedynemu prezydentowi ZSRR pogrzebu państwowego, zgodzono się tylko na wojskową wartę honorową.
Czytaj więcej
Celem specjalnej operacji wojskowej (tak władze Rosji określają wojnę, którą prowadzą na Ukrainie - red.) jest wyeliminowanie antyrosyjskiej enklawy, która jest tworzona na Ukrainie - mówił prezydent Rosji, Władimir Putin, w czasie otwartej lekcji "Porozmawiajmy o rzeczach ważnych" zorganizowanej dla dzieci w wieku szkolnym w Kaliningradzie.
Putin inauguruje w Kaliningradzie nowy system nauczania w rosyjskich szkołach. Co tydzień, na poniedziałkowych lekcjach wychowawczych we wszystkich klasach będą odbywały się „Rozmowy o ważnych rzeczach”. Pierwsze, oczywiście, będą na temat wojny w Ukrainie i „wielkich czynów rosyjskich żołnierzy”. – Właściwe i potrzebne – mówił Putin o zmianach wprowadzanych w szkołach (również o cotygodniowym wciąganiu flagi na maszt).
Po drugiej stronie frontu podliczają straty w infrastrukturze szkolnej. Spośród 14 tys. ukraińskich szkół, 269 zostało całkowicie zniszczonych, około 2 tys. ma różnego rodzaju uszkodzenia, a 1,3 tys. znalazło się pod okupacją. W części szkół nie można wznowić zajęć stacjonarnych, ponieważ nie mają schronów przeciwlotniczych, posiadających dwa niezależne wyjścia. W sumie tylko 40 proc. w całym kraju gotowych jest do rozpoczęcia zajęć.
Dla większości uczniów przewidziano zajęcia zdalne lub hybrydowe. Rodzice bowiem są przekonani, że rosyjska armia specjalnie ostrzeliwuje szkoły. Dlatego wszędzie dzieci muszą mieć silikonowe opaski na ramieniu z imieniem, nazwiskiem, imionami rodziców i grupą krwi.