Dostarczamy i robimy to konsekwentnie – zapewnia minister obrony Christine Lambrecht, odpowiadając na liczne wątpliwości co do przekazywanej broni do Ukrainy. Nie ujawnia szczegółów, gdyż, jak zapewnia, nalega na to strona ukraińska. – Tak twierdzi pani minister, ale to nieprawda – głosi publicznie ukraiński ambasador w Berlinie Andrij Melnyk, który od dawna otwarcie i bezpardonowo krytykuje Niemcy za opieszałość w udzielaniu pomocy wojskowej.
Kanclerz Olaf Scholz, pytany w środę w Bundestagu o dostawy broni, zapewniał, że sprawę koordynuje NATO i żaden kraj nie powinien działać na własną rękę. – Niemcy też nie. Poważnym błędem byłoby przyjęcie przez Niemcy szczególnej roli – podkreślił. Zapewnił, że broń na Ukrainę płynie, dodając, że zapasy Bundeswehry są ograniczone.
Na najnowszej liście potrzeb złożona przez władze Ukrainy w Berlinie jest ok. 200 pozycji
Powołując się na ukraińskie źródła, niemieckie media piszą, że w pierwszych tygodniach wojny dostarczono 500 pancerfaustów z tysiącem pocisków, 500 stingerów, 2000 pocisków przeciwlotniczych „Strieła” wyprodukowanych jeszcze w ZSRR. W drodze jest najprawdopodobniej partia 2000 kolejnych pancerfaustów.
– Mówi się, że w dyspozycji pewnej firmy znajduje się 50 gepardów, ale nie możemy ich dostarczyć, bo brakuje amunicji – mówiła w czasie środowej debaty Marie-Agnes Strack-Zimmermann, posłanka FDP, zajmująca się sprawami obronności. Gepardy to działa przeciwlotnicze na podwoziu czołgów Leopard-1, które wycofano z Bundeswehry.