Jego przekaz brzmi tak: mieli mnie za swojego, czyli Niemca, gdy zdobywałem wraz z innymi reprezentantami mistrzowskie tytuły, a gdy się skompromitowaliśmy na mundialu, to okazało się, że jestem – dla was, rasistów – imigrantem, Turkiem, muzułmaninem, wielbicielem strasznego Erdogana, a nie prawdziwym Niemcem.
Özil wydawał się wzorem integracji – odnosił wielkie sukcesy pod niemiecką flagą i z niemieckim paszportem. W sporcie o takie sukcesy jednak łatwiej. Wśród piłkarzy, podobnie jak wśród raperów i właścicieli kultowych knajp, odsetek imigrantów w pierwszym czy drugim pokoleniu jest wysoki. Także wśród ekstremistów bacznie obserwowanych przez kontrwywiad. Ale z dyrektorami koncernów, premierami landów czy redaktorami naczelnymi jest inaczej – w takim gronie przybysze z muzułmańskich krajów są bardzo niedoreprezentowani. I krewni Özila, którym się nie powiodło, mogą spytać: dlaczego?