Gdy szef rządu mówił te słowa, trudno było nie oprzeć się wrażeniu, że przez jego twarz przemknął ledwie dostrzegalny uśmiech. Tak jakby Tusk sam rozbawił się tym, co serwował przed kamerami. – Normalne rutynowe działania prokuratury, nikt nie myśli o żadnej zemście – w tym samym tonie mówił minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski.

Na swój sposób dowcipny był też poseł PO Sebastian Karpiniuk. Dziennikarce TVN tak tłumaczył, czemu nazwał Zbigniewa Ziobrę enkawudzistą: – To taki żart, pani redaktor. Jak widać, dobry humor i nastrój do kpin jest jedną z cech wyróżniających rządzących polityków.

Zamiast jednak bawić się żartami, przypomnijmy fakty. Prokurator Wojciech Miłoszewski za czasów PiS wraz ze Zbigniewem Ziobrą przedstawił informacje z akt sprawy mafii paliwowej Jarosławowi Kaczyńskiemu, szefowi ówczesnej partii rządzącej i członkowi Rady Bezpieczeństwa Narodowego. Za czasów PO rozpoczęto w tej sprawie śledztwo. Wtedy – jak zeznał Miłoszewski – śledczy z Płocka prowadzący tę sprawę nakłaniali go do złożenia doniesienia na byłego ministra.

Przed kilkunastoma dniami prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania w sprawie tych nacisków. W opinii wielu prawników wniosek o odebranie immunitetu Ziobrze był po prostu dęty – Kaczyński jako członek Rady Bezpieczeństwa Narodowego miał prawo uzyskać te informacje, a prokurator nie przedstawił mu – jak uparcie powtarzają politycy PO – akt sprawy, tylko własne notatki. Podstawy do wydania jakiegokolwiek wyroku skazującego przez sąd są wątłe.

Nie chodzi jednak o to, by sprawa w ogóle trafiła do sądu, ale o stworzenie faktów medialnych – o udowodnienie, że znalazł się paragraf na Ziobrę! Zbigniew Ziobro jest chyba najważniejszym celem ataku propagandowego PO w obozie PiS. Stoi za nim legenda zwolennika stanowczej walki z przestępcami. Jest popularny – znacznie bardziej popularny od obecnego ministra sprawiedliwości. To boli dziś rządzących, i ten ból widać gołym okiem. Dlatego słowa polityków Platformy, że w sprawie Ziobry nie ma polityki, są czystą kpiną.