Swoją pozycją nadają im rangę "naukową", a pozycję uzyskują dzięki ich powtarzaniu. Nawet w tej zbiorowości szczególną postacią jest Radosław Markowski, który walczy o laur Palikota polskiej politologii. Całym sobą wyraża pogardę dla nieoświeconych, którzy nie dostąpili łaski właściwych poglądów. Ongiś, na konferencji rzecznika praw obywatelskich Markowski zadeklarował, że chętnie wymieniłby nieudanych polskich obywateli w całości.
W "Wyborczej" jego stałą rozmówczynią jest Agnieszka Kublik – widać gatunkowy magnetyzm działa.
Ostatnio Markowski zaproponował, aby dla Polaków, których "przekonał" Jarosław Kaczyński, zbudować rezerwat. Koresponduje to z ideą Waldemara Kuczyńskiego – "kordonu sanitarnego" dla PiS – i wskazuje głęboko obywatelski oraz demokratyczny fundament rzeczników III RP. "Nie jest nam potrzebna sztuczna jedność. Trzeba pracować nad tym, żeby się skutecznie instytucjonalnie podzielić" – bredzi Markowski.
Pomysł, aby demokratyczną różnicę opinii przekuć na trwały, instytucjonalny rozdział, czyli polityczny, doraźny wybór przekształcić w rodzaj religijnej przynależności, jest wart analizy wyłącznie jako obraz stanu umysłu pomysłodawcy i jego środowiska. Wynika z niego, że ludzi o odmiennych poglądach należy wyłączyć z politycznej wspólnoty. Markowski teoretyzuje więc zjawisko, z którym w praktyce zaczynamy mieć w Polsce do czynienia.
Politolog mówi zresztą wprost, że nasz obecny spór polityczny jest dla niego tożsamy z podziałami w czasie religijnych wojen domowych w Europie. Jego projekt zaś "ma zapobiec krwawej rewolucji". Trzeba docenić, że powstrzymuje się jeszcze przed wezwaniem do fizycznej eksterminacji przeciwników, strasząc równocześnie hitlerowskim zagrożeniem z ich strony, acz zaznacza, że nie o "proste zrównanie" mu chodzi.