Sława Bohu! Nowa jakość stosunków, Warszawa i Moskwa nigdy nie były tak blisko, Rosja się zmienia, nowe otwarcie - to wszystko prawda. A, że osiągnięcia w dyplomacji są sprawą zawsze nieco zbyt abstrakcyjną, nasze ziemniaki będą tym konkretem, dzięki któremu uwierzą nawet największe niedowiarki.

Ale do rzeczy. W Rosja była susza. Kartoszka nie obrodziła. Zresztą co roku ten potężny kraj, co "niebo śle rakiety, bez wysiłku wielkich rzek zawraca bieg, również trudny kunszt baletu, najlepiej posiadł on na planecie tej" sprowadza tysiące ton tej skomplikowanej w uprawie niczym orchidee rośliny. My do tej pory byliśmy gdzieś w tyle dostawców bulwiastego złota. Pierwsza była Holandia, my dopiero na trzynastym miejscu. W sukurs nam przyszedł niejaki mątwik, czyli globodera rostochiensis. Ta współczesna emanacja złowrogiej stonki zaatakowała kartofel holenderski, belgijski, francuski, a nawet niemiecki. Na placu boju zostaliśmy my. I od nas stały członek rady bezpieczeństwa ONZ zamówi jakieś paręset wagonów więcej. Tak więc cała ziemniakożerna Rosja nasza.

- Rosja się zmienia - zapewnił przed swoją ziemniaczaną misją w Polsce prezydent Rosji. Wierzymy, bo jak nie wierzyć temu miłemu Dimie, o którym polskie media piszą ciepło, że lubi on Deep Purple (to skądinąd stara tradycja doceniania przywódców - Jurij Andropow uwielbiał jazz i informację o tym przedostały się nawet na Zachód).

Miedwiediew: meloman, prawnik, miłośnik fotografii - o tym też donoszą rozentuzjazmowane polskie media. A może i koneser win, świetny tancerz itd. Ale nie, to było o Klausie Barbie w "Wyścigu szczurów". Też niezła komedia.

Rosja się zmienia - czekajmy więc dalej. Następna wizyta powinna rozwiązać nasz problem z nadprodukcją owoców miękkich. Nie tylko Grójec na to czeka.