Gociek: dwa roczniki dzieci w szkole

Jesienią tego roku po raz ostatni rodzice będę mogli wybrać, czy sześciolatek już ma rozpocząć naukę, czy jeszcze poczekać. A ponieważ większość wybiera czekanie, to w 2012 r. do pierwszych klas trafi niemal dwa razy tyle dzieci co zwykle.

Publikacja: 25.01.2011 19:30

Piotr Gociek

Piotr Gociek

Foto: Fotorzepa

Tego nie dało się uniknąć – skoro plan reformy zakładał objęcie edukacją także sześciolatki, to prędzej czy później wizja dwóch roczników uczących się razem musiała się ziścić.

Czy polskie szkoły są na to przygotowane? Wydawać by się mogło, że najwłaściwszą osobą do odpowiedzi na to pytanie jest minister edukacji. Ale pytana przez "Rzeczpospolitą" Katarzyna Hall mówi, że na to pytanie powinien odpowiedzieć swoim mieszkańcom każdy samorząd.

Niby prawda – za szkoły w Polsce odpowiadają samorządy, a resort może tylko, jak powiada pani minister, "śledzić dane". Ale to nie samorządy wymyśliły sobie reformę edukacji. Nie mają także nieograniczonych zasobów gotówki, którą mogłyby wydawać na finansowanie rządowych reform.

Efekt będzie taki, że jednym uda się lepiej, innym gorzej, jedni sfinansują operację z rezerw, inni staną u progu bankructwa. W jednych szkołach wszystko pójdzie w miarę gładko, w innych będzie ścisk i nauczanie na dwie zmiany. Czy rząd pomoże wtedy tym drugim? Wątpię.

W kontrowersjach wokół sposobu wprowadzania sześciolatków do szkół nie chodzi tak naprawdę o to, kto i na ile jest do tego przygotowany. Chodzi o filozofię rządu, która polega na przerzucaniu kolejnych zadań na samorządy. Tak było ze szpitalami, tak jest ze szkołami, tak często bywa z różnego rodzaju inwestycjami. Jednocześnie rząd nie troszczy się o to, skąd samorządy wezmą na wszystko pieniądze – mają sobie poradzić i już. Wszystko to w imię przekazywania władzy w dół.

Czy w takim razie części tej władzy nie mogliby wziąć rodzice? Może niech decydują sami, czy słać do szkoły sześcio- czy siedmiolatka, których nauczycieli utrzymywać i na co wydawać szkolne pieniądze? Tak daleko jednak reforma nie sięga. Rzecz więc kończy się na przedziwnym podziale zadań: rząd jest od tego, by kazać, rodzice od tego, by słuchać, a samorządy od tego, by za wszystko zapłacić. Bardzo ułomna to wolność.

Tego nie dało się uniknąć – skoro plan reformy zakładał objęcie edukacją także sześciolatki, to prędzej czy później wizja dwóch roczników uczących się razem musiała się ziścić.

Czy polskie szkoły są na to przygotowane? Wydawać by się mogło, że najwłaściwszą osobą do odpowiedzi na to pytanie jest minister edukacji. Ale pytana przez "Rzeczpospolitą" Katarzyna Hall mówi, że na to pytanie powinien odpowiedzieć swoim mieszkańcom każdy samorząd.

Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Być sigmą – czemó młodzi wymyślają takie słówka?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Kurs na gospodarczy patriotyzm i przeciw globalizacji. Pożegnanie Rafała Trzaskowskiego z liberalizmem
Komentarze
Dlaczego Mercosur jest gospodarczą i geopolityczną szansą dla Unii Europejskiej
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Koniec Baszara Asada, wielkiego zbrodniarza. Czego początek?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Komentarze
Idą wybory, więc Tusk i Hołownia są skazani na szorstką przyjaźń