Ani premier Mateusz Morawiecki, ani prezydent Andrzej Duda nie zgłaszają żadnych nowych rewolucyjnych pomysłów, ostatnio nie wspominają też o wielkich budowach. Wydają się niezmienni w swoich deklaracjach politycznych i podejmowanych działaniach. I choćby były one nie bardzo zrozumiałe dla ogółu czy też z trudem akceptowalne – dla wielu wyborców taka oferta stabilnego, obliczalnego i przewidywalnego polityka to wielka wartość.
Według sondażu przeprowadzonego przez IBRiS obaj – zarówno prezydent, jak i premier – mają więcej zwolenników niż przeciwników. Ponad połowa badanych ocenia, że dobrze wykonują swoją pracę. Jakie oczekiwania mają jednak wobec tej pracy? Tego badanie wyjaśnić nie może. Czy wystarcza zgrabne przeskakiwanie z kamienia na kamień spienionych politycznych wód, by usłyszeć od wyborcy: „no, nie jest tak źle"? A może – i to trzeba wziąć za pewnik – pozytywne skojarzenie z wypłatą gotówki jest decydujące? Trudno nie lubić polityka, który ogłasza społeczne transfery – dla dzieci, na wyprawki, dla emerytów. Premier Morawiecki bardzo starannie unika ogłaszania wiadomości przykrych, bo wie, jak to się kończy. A prezydent Duda tak już utożsamił się z polityką socjalną prowadzoną przez PiS, że sam pewnie wierzy, że Polacy mogą cieszyć się transferami właśnie dzięki niemu. Wiara w siebie to ważna cecha u polityka.
Sondażowe wyniki najważniejszych osób w państwie (nie licząc prezesa PiS) to dobry start do rozgrywki, która zadecyduje o miejscu obozu władzy na politycznej scenie przez następne lata. Trzeba mieć silny mandat, by zatrzymać koalicjanta spychającego kraj w kierunku prawej ściany, a jednocześnie nie podpaść radykalniejszym wyborcom – przed tym dylematem stoją zarówno premier, jak i prezydent.
Jest jeszcze inna możliwość: być może wyborcy generalnie nieoceniający pozytywnie władz i świata polityki, zadowolą się niskimi oczekiwaniami, według starej lekarskiej zasady: „Primum non nocere" – po pierwsze nie szkodzić. A to oznaczałoby, że prezydent i premier powinni ustawiać się w półcieniu i wypuszczać do przodu harcowników, takich jak Zbigniew Ziobro.
Wtedy każdy spojrzy na nich z ulgą.