W tej sytuacji trzej jego partyjni podwładni, którzy pobrali kilkanaście tysięcy publicznych złotych na kosztujący kilkaset złotych lot, uczynili PiS wyjątkowo duże szkody. Zapowiadając usunięcie ich z partii, prezes postąpił właściwie.

Tyle tylko że to nie wystarczy. Jeśli Kaczyński nie chce, aby takie sytuacje się powtarzały, musi zupełnie inaczej budować swoją partię. Bo to on jest winien, że twarzami Prawa i Sprawiedliwości stali się tacy ludzie jak Adam Hofman. To on, przez lata eliminując nietuzinkowych polityków z PiS, zrobił miejsce dla trzech bohaterów afery madryckiej. To on utrzymywał schizofreniczny układ: obiecywał sanację moralną państwa, a równocześnie lansował ludzi, którzy byli wprawdzie sprawnymi technologami polityki, ale swoją postawą zaprzeczali ideom głoszonym przez lidera.

Hofman i jego dwaj koledzy zrobili Platformie Obywatelskiej wielki prezent w kampanii samorządowej. Nowa pani premier będzie mogła zapewne doliczyć parę punktów do wyborczego wyniku. Zanim jednak Ewa Kopacz i jej koledzy zaczną triumfować, powinni sobie przypomnieć, że sami mają poważne kłopoty z utrzymaniem wysokich standardów – co brutalnie obnażyła afera taśmowa. Do dziś zresztą do końca nierozliczona – jej bohaterom prawie włos z głowy nie spadł, niektórzy zaś awansowali: Paweł Graś jedzie do Brukseli, a Jacek Rostowski doradza nowej premier.

Jeśli więc i Ewa Kopacz, i Jarosław Kaczyński mówią serio, że chcą naprawić polską politykę, powinni siąść do stołu i zastanowić się, co wspólnie mogą w tej sprawie zrobić. Bo oboje mają dziś takie same kłopoty.