Nie, nie mówię o wszystkich, którzy ujawnili w tej kampanii swoje poglądy. To dla mnie normalne i cieszę się, że przedstawiciele polskich mediów wreszcie zaczęli otwarcie mówić o swoich przekonaniach, zamiast skrywać je pod maską pseudoobiektywizmu. Kilku dziennikarzy przekroczyło jednak granice i nie tylko wprost agitowało za jednym kandydatem, ale robiło to w sposób godny „Goebbelsa stanu wojennego". A to wyraźny dowód, że osoby te trzeba zacząć traktować tak, jak one same się ustawiły – jako rzeczników prasowych władzy.
Nietrudno zgadnąć, kogo mam na myśli. Tomasz Lis został w tej kampanii „damskim bokserem", kimś, kto w imię „zrobienia dobrze" ukochanemu przywódcy sięga po kłamstwo i ustawkę, aby zaatakować córkę głównego konkurenta. Bo trudno uwierzyć, że absolutnym przypadkiem było to, iż miał karteczkę z wydrukiem słów, które postanowił zacytować jego gość Tomasz Karolak.
Inny dziennikarz celebryta Kuba Wojewódzki wprost stwierdził, że „daje d..." i głosuje na prezydenta, zachęca też innych, aby oni również wraz z nim „dali d..." Komorowskiemu. Tak jak w poprzednim wypadku widać tu sprawdzoną szkołę Urbana, który z podobnym cynizmem wzywał do wierności Jaruzelskiemu.
Monika Olejnik – ze szkodą dla własnej stacji, która przygotowała lepszy show niż TVP Info – także zrzuciła maskę dziennikarki i zajęła się dość brutalnym atakiem na Andrzeja Dudę, zmieniając pytania w taki sposób, by łatwiej było na nie odpowiedzieć Bronisławowi Komorowskiemu. Ustawką pod prezydenta była też treść pytań, które wyglądały tak, jakby były pisane przez Misia Kamińskiego i innych sztabowców Platformy Obywatelskiej.
Zachowanie tych trzech osób (ale i wiele pomniejszych „Urbanów" Komorowskiego) dowodzi, że choć od upadku komuny minęło ćwierć wieku, to część mediów niewiele się od tamtego czasu zmieniła. Lis, Olejnik i Wojewódzki z powodzeniem mogliby pracować w „Trybunie Ludu" czy w mundurze poprowadzić „Dziennik" w telewizji. Zajmują się bowiem nie dziennikarstwem, lecz wierną służbą władzy. Trochę tylko wstyd, że ludzie tego pokroju wciąż pracują w mediach głównego nurtu. Wstyd dla mediów jako całości.