Reklama
Rozwiń

Stefan Szczepłek: Legia - Lech 0:0. Bez bramek i emocji, ale w patriotycznym duchu

Nazwy Legia i Lech zobowiązują. Wspaniała historia, miejsce w czołówce ekstraklasy, ale poziom meczu, który miał stać się przebojem jesieni - rozczarowujący.

Publikacja: 12.11.2023 20:05

Stefan Szczepłek: Legia - Lech 0:0. Bez bramek i emocji, ale w patriotycznym duchu

Foto: PAP/Leszek Szymański

Do przerwy przewagę miała Legia, po przerwie najpierw Lech, ale wkrótce gra się wyrównała. Legioniści oddali kilka celnych strzałów na bramkę, Lech ani jednego, przynajmniej groźnego.

Można było odnieść wrażenie, że najpierw zawodnicy czują do siebie wzajemny respekt, zdając sobie sprawę, że każdy błąd może być kosztowny. Wkrótce się odkryli (przynajmniej gospodarze), ale ich ataki nie kończyły się sukcesem. Z czasem respekt się skończył, a zastąpiły go złośliwości. Sporo fauli, zdecydowanie złośliwych po obydwu stronach. Jakby pokazanie przeciwnikowi kto tu jest ważniejszy i silniejszy fizycznie miało być ważniejsze od celu zasadniczego, jakim jest gol.

Czytaj więcej

Legia - Lech. W niedzielę szlagier Ekstraklasy przy Łazienkowskiej

W rezultacie oglądaliśmy mecz nie tylko pełen rwanych akcji, ale jak gdyby stał się on przeniesieniem na boisko atmosfery z trybun. Sędzia Piotr Lasyk zezwalał na wiele złośliwości i chyba zbyt późno, bo dopiero w drugiej połowie zaczął karać graczy kartkami. Krótko mówiąc dawał im się bić.

Szczęśliwie oni bić się też nie umieli, więc nie można powiedzieć, że siekiera wisiała w powietrzu, ale trudno też było poczuć zapach fajki pokoju. A po ostatnim gwizdku wszyscy podali sobie ręce, niektórzy dziękowali sobie „na misia”, wyraźnie zadowoleni, że to się już skończyło.

Reklama
Reklama

Gdyby mogli spytać kibiców czy im też się podobało, odpowiedź mogłaby piłkarzy zdziwić.

Mecz poprzedziły wzruszające uroczystości i tylko one są godne zapamiętania. Cały czas obchodzimy 105 rocznicę odzyskania niepodległości. Każde miejsce jest dobre do przypominania wydarzeń sprzed wieku, ale w kontekście piłki nożnej przy Łazienkowskiej  szczególnie.

Czytaj więcej

Kogo powołał Michał Probierz na ostatni mecz eliminacji Euro 2024 z Czechami

Początki Legii sięgają roku 1916, kiedy podczas przerwy w działaniach wojennych na Wołyniu grupa żołnierzy na czele ze Stanisławem Mielechem utworzyła drużynę legionową. Jej mecze oglądał komendant Józef Piłsudski.

Lech powstał wprawdzie w roku 1922, ale Poznań kojarzy się ze słynnym przemówieniem Ignacego Jana Paderewskiego w Bazarze Poznańskim i Powstaniem Wielkopolskim. Legia już od ponad ćwierć wieku nie jest klubem wojskowym, ale pozostała nim w świadomości Polaków. Stadion przy Łazienkowskiej nosi imię marszałka Piłsudskiego.

Nic dziwnego, że przy efektownej grze świateł, po sygnale  żołnierskiej trąbki usłyszeliśmy „Pierwszą brygadę”. Po niej Orkiestra Reprezentacyjna Wojska Polskiego odegrała cztery zwrotki Mazurka Dąbrowskiego. W podniosłym nastroju odśpiewało go wspólnie blisko trzydzieści tysięcy kibiców - z Mazowsza i  Wielkopolski.

Reklama
Reklama

Wtedy jedyny raz można było usłyszeć słowo „Poznań” wymawiane z czcią. Bo przecież „jak Czarniecki do Poznania do szwedzkim zaborze”.

Kiedy hymn przebrzmiał, wszystko wróciło do normy. W ramach wzajemnego szacunku kibice obydwu klubów prześcigali się w słownym opluwaniu się. Próby skierowania nienawiści na wspólnego wroga, jakim jest policja nie powiodły się. Ważniejsze były porachunki warszawsko - poznańskie. To nic nowego w meczach między Legią a Lechem, ale chociaż w te dni kibice, podkreślający często swój patriotyzm mogli by wznieść ponad waśnie, które tylko ich obchodzą.

Do przerwy przewagę miała Legia, po przerwie najpierw Lech, ale wkrótce gra się wyrównała. Legioniści oddali kilka celnych strzałów na bramkę, Lech ani jednego, przynajmniej groźnego.

Można było odnieść wrażenie, że najpierw zawodnicy czują do siebie wzajemny respekt, zdając sobie sprawę, że każdy błąd może być kosztowny. Wkrótce się odkryli (przynajmniej gospodarze), ale ich ataki nie kończyły się sukcesem. Z czasem respekt się skończył, a zastąpiły go złośliwości. Sporo fauli, zdecydowanie złośliwych po obydwu stronach. Jakby pokazanie przeciwnikowi kto tu jest ważniejszy i silniejszy fizycznie miało być ważniejsze od celu zasadniczego, jakim jest gol.

Pozostało jeszcze 80% artykułu
Reklama
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Kłamstwa Brauna o Auschwitz uderzają w polską rację stanu. Czy ten scenariusz pisano cyrylicą?
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Grzegorz Braun - test przyzwoitości dla Jarosława Kaczyńskiego
Komentarze
Robert Gwiazdowski: Kto ma decydować o tym, kto może zostać wpuszczony do kraju?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Relacje z Trumpem pierwszym testem, ale i szansą dla Nawrockiego
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Donald Tusk wyciągnął lekcję z zeszłorocznej powodzi. Nawet PiS chwali premiera
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama